Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Dla szczęścia.djvu/010

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i tem podobne rzeczy są czczym frazesem. A zresztą o ile cię znam, nie chciałabyś, bym tylko z obowiązku został przy tobie... Wątpię, czybyś chciała żyć z człowiekiem, który przez całe życie będzie cię uważał za kulę u nogi, za... za... zaporę do szczęścia.
HELENA (przerywa mu gwałtownie). Ja kulą u nogi? ja?..., A czem ty się dla mnie stałeś? — Byłam dzieckiem prawie, gdyś mi raj obiecywał, by mnie tylko posiąść, a teraz jestem kulą u nogi? Ja tobie zaporą? a tym mnie czem?... czem?... Co się ze mną stanie?... Gdzie ten raj... ta... ha, ha, ha, ta wieczna rozkosz, którąś mnie nęcił?
MLICKI. Nie unoś się. Zapędzasz się coraz bardziej w twoim niesprawiedliwym żalu. Przecież nie poszłaś za mną dlatego, żem ci raj obiecywał, tylko dlatego, żeś mnie kochała. Więc cię tylko ta niespodziewana rozkosz nęciła, a nie miłość twoja, he?...
HELENA (patrzy błędnie przed siebie).
MLICKI. A więc, gdybyś była wiedziała, że pójdziesz w nieszczęście ze mną...
HELENA. Tak, w nieszczęście, ale z tobą! z tobą, a nie dlatego, byś mógł po trzech latach mnie opuścić — dla innej — dla tej pani — (nagle spokojna). Zresztą po cóż te długie rozprawy. Jesteś przecież wolny, niczem nieskrępowany. Nie kochasz mnie, więc idź, idź, gdzie ci się podoba, idź do niej, idź!