sunkowo prosty, mimo fantastyczności, której nie należy mieszać z wszelką perwersją dotyczącą samej formy (t. zn. z jej nierównowagą w kompozycji, przewrotnemi kierunkowemi napięciami i t. p.), ludzi, którzy na życie patrzyli przez pryzmat głębokich religijnych wierzeń, nie rozłożonych przez niewykształcony intelekt, — załamanie, czy polaryzacja uczuć metafizycznych następowała w ten sposób, że przedmioty jako takie wchodzące w skład ich kompozycji, poza pewną stylizacją, upłaszczeniem, zmartwieniem, czy skamienieniem, mimo ich roli, jedynie jako akcentów napięć kierunkowych, pozostawały w istocie swej nietknięte. Tylko na tej podstawie ludzie, nie pojmujący wogóle istoty sztuki malarskiej, »rozumieją« dawne obrazy, a nawet, na tle pojmowania fantastyczności — potworne murzyńskie rzeźby, a »nie rozumieją« dzisiejszych mistrzów, z czem lubią się przesadnie chwalić, nie widząc, że im to wcale tak wielkiego zaszczytu nie przynosi. Są zato »zdrowi«, »zdrowo« myślą, śpią, jedzą, i t. d. Dobre i to, jeśli na więcej kogoś nie stać. Ci właśnie ludzie rozumieją to, lub nie rozumieją tego, co nie stanowi istotnej treści tych dzieł sztuki. Patrząc na ładną łydkę ładnie namalowanej bogini, widzą ładną łydkę jedynie i cieszą się, że łydka jest ładna. Tak zwane mniej lub więcej »intereslose Anschauung«[1]. Zobaczywszy jednak coś, co łydkę przypomina na obrazie Picassa, coś, co wygląda jednocześnie jak zgrubsza obrąbana kłoda, z której możnaby wyrzeźbić piękną łydkę, coś, co mogłoby być ładne, a jest ohydne, pod warunkiem, że się patrzy na to z życiowego punktu widzenia (jako na przypuszczalną łydkę narzeczonego lub narzeczonej np.), ludzie tacy oburzają się serdecznie.
- ↑ Dziwnie płytka teorja malarstwa u filozofa tak wielkiego jak Schopenhauer.