Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Teatr.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

(Dodaję zaraz, że nie mam tu na myśli naszych prawdziwych futurystów: Jasińskiego, Sterna, Wata, Młodożeńca i Czyżewskiego, których cenię wogóle jako artystów z punktu widzenia Czystej Formy, tylko twierdzę i postaram się to udowodnić, że są na złej drodze w stosunku do siebie i że mają wpływ fatalny na innych, przez swoje fałszywe teorje i metody).
Na istnienie wyżej wymienionych typów w Sztuce nic poradzić nie można. Wskutek mnogości i różnorodności zjawisk, nieznajomości źródeł danej twórczości (np. Picassa i Legera w stosunku do domorosłych kubistów) może zdarzyć się wypadek, że będziemy »nabrani«, że może się nam istotnie podobać rzecz, zrobiona zręcznie przez sprytnego businessmana, a nie artystę, że będziemy podziwiać czyjąś podrobioną indywidualność. Można tylko wierzyć, że rzecz taka będzie się nam podobać niedługo, że, uważnie ją studjując, znajdziemy istotę, którą będzie blaga i że rzecz ta nie zostanie ostatecznie w historji Sztuki. Ale twierdzić tak napewno nie można. W istocie artystycznej twórczości tkwi pewien tragizm: musi ona upaść w ciągu społecznego rozwoju — jest to prawda tkwiąca w samem pojęciu Piękna i rzeczy artystycznie pięknej, jako indywidualnego wytworu, dla oceny którego nie ma objektywnego sprawdzianu. Jakkolwiek dotąd szczerość w twórczości artystycznej odegrywa dużą jeszcze rolę, może przyjść czas, że skiełbasi się wszystko definitywnie i nikt, nawet jakiś Grzymała-Siedlecki przyszłości, nie odróżni dzieła Sztuki od plugawego podrobienia. Sztuka się skończy, a szczęśliwi, zmechanizowani ludzie przyszłości, na tle wygaśnięcia metafizycznych uczuć, płynących z poczucia jedności osobowości, przestaną jej potrzebować. Chodzi o to, aby procesu tego nie przyspieszać, tylko o ile można po-