Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kiej rodziny. Ojciec jego protegował sztuki piękne w rodzinnym powiecie, ale synowi zabronił być artystą „carrément“ i bił go srogo za najmniejszy rysuneczek, albo wierszyk. Matka bolała nad tem, ale po śmierci starego Bazakbala (kłopoty finansowe i alkohol) wychowała małego Tazia, (ze strachu przed duchem męża, którego podobno parę razy po śmierci widziała) w kierunku nadanym przez starego. „Metafizyczny pępek“ tlił się w Atanazym stale, ale do „twórczości“ nie doszło nigdy. I tak powoli został, sam nie wiedząc kiedy, owym aplikantem, myśląc ze strachem o przyszłej adwokaturze. Życie płynęło podwójnem korytem — to drugie, jak mówili niektórzy, było nie tyle rzeczne, ile świńskie. Ale opinja ta pochodziła od takich mamutów starodawnej cnoty, ze naprawdę brać jej w rachubę nie można. Niedoszły artysta, zgnębiony na dnie, jak więzień na spodzie okrętu, dawał jednak czasami znaki życia. Codzienny dzień Atanazego nie był dniem zwykłych ludzi, ale wszystko to było ciągle nie to i nie to. Matka jego umarła na raka. Przyzwyczaił się do myśli o tej stracie w czasie długiej choroby. Nawet rad był, że skończyły się jej męczarnie i nie cierpiał nad tem tak, jak to sobie dawniej wyobrażał. A jednak zmieniło się coś i Atanazy, notorycznie niezdolny do wielkiej miłości, zakochał się po raz pierwszy. Nie przyzwyczajony do uczuć o takiem napięciu, miotał się wśród sprzeczności, jak ryba na piasku w upalny dzień. Na tem tle wyrosła bezecna ideja programowej zdrady. Oto wszystko. Ale czasy nadchodziły inne i najzwyklejsze nawet istnienia wyginały się, przekręcały i deformowały, zależnie od zmiennej struktury społecznego środowiska.]
Na schodach spotkał Atanazy dwóch mężczyzn. Nie rozeznał ich w mroku, a rozeznawszy nie domyślił się o co chodzi, mimo, że przed chwilą o tem właśnie myślał.