Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/362

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czej zresztą normalne życie byłoby niemożliwem. Cała małość zniknęła. Czuli przepływający koło nich czas, zatrzymani nad nieskończoną wklęsłością wieczności przez to samo uczucie — stopienia się z całym światem — które ich też spoiło w jedność. „Gdyby tak wszystko odrazu to samo poczuło, świat przestałby istnieć“, pomyślał Atanazy, ale nie śmiał powiedzieć tego głupstwa obkutej w filozofji Heli. Możliwe, że była to wielka prawda naiwnie wyrażona — „pojęcie Istnienia implikuje pojęcie Wielości“ — powiedziałaby Hela w swoim filozoficznym żargonie.
Żal im było teraz (po rannym ataku szału) rozstawać się z tą smutną, górską wiosną, ale oczekiwane zdarzenia polityczne wisiały już nad głowami, jak złowroga burzowa chmura. A z chwilą dojścia niwelistów do władzy można było oczekiwać wszystkiego: oprócz zarżnięcia mogło być i uwięzienie, a w najlepszym razie niemożność wyjazdu zagranicę. Postanowili nie brać Łohoyskiego i wyjechać w tajemnicy przed nim — (od rana wyszedł na swoje eksploracje i miał wrócić dopiero późnym wieczorem) — mianując go przez Ćwirka opiekunem willi Bertz. O 7-ej wieczór stali już w oknie sleepingu Orient-Ekspresu, żegnając ulatujący pejzaż. Migały przed nimi przykarpackie wzgórza w czerwonawym mroku zapadającego wieczoru. Tam w szarej dali za nimi zostawał ich kraj — raczej jego: Hela była już kosmopolitką zupełną — rozszarpany, jak jedna wielka rana. Nad tą raną unosił się tylko cień Zosi, (który zdawało się opuścił Atanazego w tej podróży), i piętrzył się u władzy żywy (jeszcze) stary Bertz — jedyne rzeczywiste istoty, które zostawiali za sobą. W tej chwili nie obchodziło ich to wiele — byli szczęśliwi. „Teraz albo nigdy, spełni się moje przeznaczenie“, myślał Atanazy, czując gdzieś na dnie, że popełnia fatalny błąd, przenosząc środek ciężkości wszystkiego na zewnątrz, licząc na zmianę miejsca, nową miłość i przypadek.