Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/332

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ształach zimnych form — oto jest sztuka — o to jest sztuka — mówił nieprzytomnie.
— Zamknijcie w krystały
Wase krwawe pały,
W warjackie głosicki
Wase złe dusycki — Zawyła Jagniesia, obnażając się po pas. Piosenka była ohydna, góralsko-ceperska, wypozowana, niesmaczna w najwyższy sposób. Nikt na to uwagi nie zwracał. Alkohol zacierał wszystkie możliwe różnice i granice. Przezedrzwi od „kómory“ zajrzał stary Jan Hluś, niegdyś wyga i gaduła I-szej klasy — dziś nawpół zidjociały starzec-bydlę.
— Bawcie się wej panowie gròfy, bawcie się ksionzenta. Niech ze ta, niech ze ta — ja nic prociw temu haw ni mam, ino wicie, ino wicie... — mieszał się, nie mogąc wyrazić zbyt prostej myśli. (— Ino baccie w porę zbawić złe dusenta — dośpiewała okropna Jagniesia.) Dostawszy paręset obowiązujących jednostek monetarnych cofnął się do „kómory“ kaszląc potwornie. Ale we drzwiach zatrzymał się i rzekł: — Tera my syćka równi — gròf nie gròf. My syćka tera hłopi. Bo hłop to je wiecne — a panowie to sie na tem wylengli, jako wsy na głowie, hej.
— Tak — zawył Jędrek Łohoyski, obejmując dwóch pozostałych parobków. (Książę ratował Jagniesię, która zaczęła rzygać, oddając wspaniałą, zimną kolację, przyniesioną z willi — [trywuty, murbje i tym podobne rzeczy źle się czuły w jej prymitywnym żołądku.])— Wszyscy równi na kawałku ziemi. Każdy sobie z jednym przyjacielem chłopem — tak się porównamy, że nikt nas nie odróżni — jedno będziemy, jak chłop z babą, albo więcej... — „»Corydon« Gide’a w zastosowaniu do tych pijanych zwierząt“ — uśmiechał się do siebie Prepudrech.
— Ziemie równom, haj — ale cobyś wiedzioł kany