Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jącą się już wskrzesić „połać“ życia. Już kilka razy miał takie chwile. Teraźniejszość co pewien czas odcinała się od życia, ustępując miejsca nowej. Czemu jednak stało się to w tej chwili? Czyżby w tej rurce z lśniącym, białym proszkiem była jakaś tajemnicza siła? Nie przypuszczał biedny Atanazy w jakiej chwili otworzy ten potencjalny sezam zdradzieckiej rozkoszy.
Wyjechali wreszcie nocnym kurjerem (do którego doczepiono wspaniały wagon domu Bertz) z burzącego się coraz więcej miasta. Pani Osłabędzka nie chciała za nic ruszyć się ze stolicy, — bała się „zostawić dom swój na pastwę tłumów“, jak to oświadczyła z odcieniem wyższości w głosie. Stary Bertz miał teraz wszelkie szanse zostania ministrem, albo przejechania się w sferę niebytu, bez żadnych już narkotyków. Fachowcy na usługach partji chłopomanów — oto była zasada nadchodzącej nowej władzy. Dzięki obrotności Bertza uznano go za fachowca właśnie w kwestji reformy rolnej i podziału ziemi — wszystko jedno — niech mu ta ziemia lekką będzie. Generał Bruizor, osaczony nawet w swoim własnym sztabie, nie chcąc popełniać kompromisu, gotował się do rozpaczliwej walki na czele paru wiernych pułków, sam nie wiedząc już w imię czego. Nastąpiło ogólne skiełbaszenie wszystkich ideałów w jeden nierozplątany chaos — trzeba było koniecznie krwi dla oczyszczenia atmosfery. To też rzeź zapowiadała się wspaniała. Niweliści pochowali się w swoje kryjówki i czekali co będzie. A nuż...?
Zosia, zostawiając matkę w czas tak niepewny w mieście, zrobiła wielkie poświęcenie dla Atanazego, którego ten nie oceniał należycie. Co mogła go obchodzić, nudna, obca mu dama, której codzienną obecność w domu znosił z wielką trudnością? Cieszył się bardzo, że nie pojechała z nimi, a gdzieś na dnie, (do czegoby się nie przyznał za nic w świecie) życzył jej nagłej i bezbolesnej śmierci w nadchodzącej społecznej burzy.