Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

świętokradcze, przymusowe, nie do odparcia. Mimo, że pokój zalewało żółtawe od mgły miejskiej, ranne słońce, ogarnął ją dziki strach. „Czy ja zwarjowałam już? Boże! Ratuj mnie“ — krzyknęła, padając z zamkniętemi ze strachu oczami, obok wspaniałego klęcznika, wykonanego z jarzębowego drzewa przez najzdolniejszych uczniów Karola Stryjeńskiego z Zakopanego, na specjalne zamówienie starego Bertza. „A czy Bóg, gdyby chciał, mógłby stworzyć drugiego Boga, takiego samego — przecież jest wszechmocny. Wtedyby się nie nudził“, przemknęła nowego typu blasfemja przez rozdwojoną świadomość. „A czy mógł stworzyć świat bez zła? Gdyby chciał, wszystko byłoby dobrze“, szeptał szatański głos tuż przy uchu. Najwyraźniej ktoś stał za nią. Nie śmiała się obejrzeć i zatopiła się w modlitwie prawie bezsensownej, niewiadomo o co, może o łaskę. Otworzyła oczy i wpiła się w obraz Zofji Stryjeńskiej, wiszący nad klęcznikiem, a przedstawiający Boga Ojca w stylu ogólno-słowiańskim, pijącego miód z niedźwiedziem, symbolem siły i płodności i czegoś tam jeszcze, na podwórzu starej gontyny — małe aniołki bawiły się piaskiem, w towarzystwie rudej kotki z młodemi, jeszcze ślepemi kociakami. Hela powtarzała w myśli wszystkie argumenty księdza Wyprztyka o zasłudze, pokucie i zbawieniu, ale nic nie mogło rozproszyć tej okropnej wątpliwości: „przecież gdyby On chciał nie byłoby zła na świecie. Ale wtenczas nie byłoby nic — wieczność zbawienia straciłaby swoją wartość. A więc, zło jest konieczne, aby coś wogóle było, jest integralną częścią Istnienia. A więc Bóg nie mógłby...“ Straszliwa pustka bezdusznego pozornie dogmatu, kryjąca jeszcze straszliwszą, absolutnie niezgłębioną tajemnicę, otworzyła się gdzieś z boku, tam, gdzie niktby się jej nie spodziewał. „Nierozwiązalna zagadka może być postawiona w sposób różny, mniej lub więcej doskonały. Gdzież znajdziesz lepsze ujęcie tajemnicy świata jak nie w ka-