Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ten nie miał znowu nawet perskiego tytułu. A zresztą w każdej chwili może mieć go za kochanka... Nieznacznie zagłębiła się w dawny sposób myślenia, zapomniawszy zupełnie o Bogu księdza Hieronima; bo takim był właściwie dla niej w istocie katolicki Bóg: prywatnym fetyszem tego magnetyzera w sutannie, jedynego zresztą człowieka, który miał w stosunku do niej pewną władzę duchową. Tej władzy, co on, nie zdobył nad nią jeszcze żaden „płciowy“ mężczyzna. Coprawda co za hołota wstrętna byli ci dzisiejsi tak zwani „panowie“! Może jeszcze w sferze polityki zdarzały się jakieś silniejsze jednostki, ale i to nie bardzo... „Atanazy jest poza konkursem, bo jego poprostu kocham“, — powiedziała sobie lekko — jakby nic. Ale przeraziła się tej myśli już w następnej sekundzie. „Drop this subject please. Ale nie mogłam przecież zostać kochanką starego generała Bruizora, twórcy przewrotu Nr. 1, albo jakiegoś niwelisty, nawet Tempego, przed ich zwycięstwem: nie mogłabym być przecie z pokonanymi. Zresztą zobaczymy jakie typy wypłyną w rewolucji Nr. 3-ci“, myślała patrząc w wyobraźni w niespokojne, czarne oczy Sajetana Tempe. W tym niepozornym blondynie kryła się jakaś „niewiadoma siła“ — miał konsekwencję pocisku — i w czynie i w djalektyce. Ale był za to brudny i nie widać było po nim już zupełnie jego duńskiego szlachectwa. Tak: jedynie Atanazy... I nagle przestraszyła się — naprawdę tym razem: przecież On to słyszy. On widzi ją w tej chwili — o jakże trudno jest oszukać Boga! On tu jest — ale gdzie? O — może czai się tam za purpurowym klęcznikiem... Widziała Go, groźnego starca z błękitną brodą, jak w pewnej kapliczce na Podhalu, straszliwego samotnika, wśród nieskończoności wirujących światów. „Że też jemu w głowie się nie kręci! Chyba dla odpoczynku siada na jakąś planetę i ma złudzenie spokoju, jak my.“ Przerażenie jej wzrastało, a tu, jak na złość, narzucały się myśli