straszność i obcość staramy się zakryć sami przed sobą innymi ludźmi i przeświecającą siatką kłamliwych pojęć, nie oddających nigdy istoty rzeczy i zwałem funkcji, wynikających ze społecznego musu. „Tak, tylko społeczeństwo jest czemś realnem“, myślało to par excellence a-społeczne stworzenie. „I cóż z tego? Cóż z tego, kiedy ja jestem i muszę przeżyć ten nędzny mój wycinek czasu tak, jak mi nakazuje cały splot przypadkowych układów we mnie i poza mną. A czysta jaźń jest tylko punktem matematycznym, czemś w granicy równem zeru. Przecież mogło mnie nie być wcale.“ Nicość powiała potworną pustką, wyższą nad pustkę bezgwiezdnej przestrzeni. „Ale gdyby nie było nawet przestrzeni? Nic — punkt matematyczny. Witalizm i fizyka schodzą się w nieskończoności w zagadnieniu istnień i rozciągłości nieskończenie małych. Bez pojęć granicznych nie można nic wogóle powiedzieć. A aktualna nieskończoność w Ontologji jest nonsensem. Niewyobrażalne, nie do pomyślenia. A więc Istnienie musiało istnieć…“ Straszliwa przepaść rzeczy niewyrażalnych, nieobjętych żadnym znanym systemem (teorja mnogości babrze się w tem w abstrakcji) wogóle nigdy, przez całą wieczność nawet przez najdoskonalszy rozum nie dających się ująć, otworzyła się przed zachwyconym i przerażonym wewnętrznym wzrokiem Atanazego. Wszedł na najwyższe piętro objawień. Tak mu się zdawało. W rzeczywistości mógł myśleć o tem wszystkiem (i myślał często) bez kokainy. Ale teraz miało to ten posmak ważności, którego nie dawały zwykłe chwile rozmyślań bez podniet sztucznych. Tam nie mógł już podążyć za nim książę, zdobywszy z trudem pierwszą platformę dziwności. „Czyż musiałem być: to coś, co mówi „ja“ o sobie raz na wieczność całą? Czy to nie są te rzeczy, o których mówi Wittgenstein, że są niewyrażalne i czyż ściśle nie da się to wyrazić tak, że muszą być pojęcia proste, nie posiadające definicji, bo
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/239
Wygląd