Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

być Atanazy i z powodu tego pił dalej podczas całego śniadania, obżerając się przytem niesamowicie. Mówił jakieś okropne rzeczy starej żydowskiej ciotce, koło której na złość posadziła go Hela i coraz bardziej wątpił w siebie. Ale już nie sprawiało mu to przykrości. Z rozkoszą potęgował nawet upadek i to lecenie w dół wydało mu się istotą życia. Gdyby tak można ciągle — czyż nie byłoby to szczęście? Po śniadaniu Atanazy odnalazł Zosię i wkrótce wyszli razem z panią Osłabędzką. Wspaniały automobil Heli niósł jak ptak. Wcześnie zachodziło zimowe wielkie słońce. Szatańska radość życia rozparła Atanazego. Dla pijanych jego oczu ukośne, pomarańczowe światło modelowało ulice w formy fantastycznych kanjonów. Kiedy umieścił już mamę Osłabędzką przy pasjansie, pijany, nie wiedział co ze sobą zrobić. Chyłkiem przemknął się do pokoju narzeczonej. Stała pół-naga na środku swego dziewiczego pokoiku zamierzając jakieś przedślubne praktyki — mierzenie czegoś tam, czy dopasowywanie jakichś fatałaszek. Atanazy jak rozbestwiony zwierz powalił ją na łóżko i nie całując prawie nigdzie zgwałcił w bestjalski sposób — za jednym zamachem posiadł ją dwa razy mimo silnych protestów i cichych jęków. Leżeli dysząc ciężko, zbici w jedną kupę mięsa nasyconem pożądaniem. A przedtem Zosia mówiła:
— Nie, nie, co ty robisz, pocałuj mnie tylko, ja nie chcę teraz, dlaczego, poczekaj, mama by się zmartwi, za dwie godziny, po ślubie, och, jakiś ty niedobry, — jęknęła już poddając się. (A swoją drogą sprawiało jej to nagłe zgwałcenie szaloną przyjemność mimo bólu i strachu i jeszcze czegoś okropnego, niewiadomego.) Tak chciałam, żeby się to stało już po wszystkiem. I taki byłeś dotąd dobry — ach — ach — jesteś pijany, to okropne…
— Dziś, muszę, w tej chwili, inaczej nie będę nigdy