Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

śpiewać dziwną, przepiękną pieśń Szymanowskiego o młodym pasterzu, przyjacielu samotnego króla. Hela modliła się żarliwie o nieustanną, niezmienną wiarę. Nad nią piętrzył się pełen złotych błysków barokowy ołtarz, ten gość jakiś niestosownie ubrany i groteskowy, wśród strzelistych wysmukłości sytej swoją potęgą gotyckiej katedry. Czyż jest większy dysonans, a jednak wszyscy się nań godzą. W fali dźwięków, z dzikiem zapamiętaniem wydzierającej się w nieskończoność i wkliniającej się asymptotycznie w ostrołuki sklepień, Hela podniosła się — teraz już w białej przezroczystej szacie, którą poprzednio zarzuciły na nią jakieś tajemnicze, biało ubrane dziewczątka. Zstąpiła na nią łaska wiary — zdawało się, że nic nigdy jej nie zachwieje. Z kobiecem prawie jasnowidztwem chwili, odczuł ten stan jej ksiądz Hieronim i z naiwnością pozażyciowego widma, rozpromienił się cały w tryumfie swego zwycięstwa. Nie myślał w tej chwili zupełnie o materjalnych zyskach dla swego dzieła, w związku z tą „tranzakcją“ z Bogiem. Modlił się dziękczynnie zupełnie szczerze, co mu się niestety coraz rzadziej zdarzało. Tłum różnych żydów wyłupiał na to oczy, jakby na jakąś czarnoksięską sztukę wrogich im sił. „Co sądzić o tem może w tej chwili, wspólny tym obu nieprzenikliwym wzajemnie światom, Bóg. Na ten problem nie zwrócił uwagi nikt, prócz mnie“, pomyślał Atanazy. Ze współczuciem wgłębiał się w męczące rozdwojenie tej nie istniejącej dla niego, a tak realnej potęgi, zachodzącej za horyzont szarych przeznaczeń masy ludzkiej. Spełnił swoją społeczną misję i teraz może odejść od samopożerającej się, już bez niczyjej pomocy, ludzkości. W ponurych promieniach myśli tej nędznym mu się wydał i Ramzes II i Napoleon i religja i cały indywidualizm w życiu i w sztuce. Mrowisko przyszłej ludzkości, zbiór automatów, kryjących gdzieś na dnie resztki wspaniałej (czyż naprawdę wspaniałej wobec tego?) przeszłości, spiętrzał