Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jak gąbka. Ma pani opinję najinteligentniejszej kobiety w stolicy. Nigdy jednak nie zaszczyciła mnie pani rozmową. Mógłbym myśleć, że jest to mitem tylko, ta cała pani mądrość. Ale ja się pani nie boję: mam kryterja absolutne, których nic nie rozwali.
Hela: Głównem pańskiem kryterjum jest powodzenie. Chciałabym pana widzieć w dziurawych butach, głodnego, zziębniętego — czy wtedy też miałby pan takie poczucie ważności swojej egzystencji.
Wyprztyk (z wyrzutem): Helu!
Hela: Ach tak: przepraszam ojca: zapomniałam, że jestem chrześcijanką.
Ziezio (urażony): Mogę zaręczyć pani, że skazany na śmierć w torturach, zawsze byłbym taki sam.
Hela: Oby pan w złą godzinę nie wymówił tego słowa. Dziś tortury są czemś nieprawdopodobnem, ale jutro!
Smorski: Czyżby pani wierzyła w możliwość, rewolucji po strasznym przykładzie Rosji? Mówi pani, jakgdyby była pani członkinią jakiegoś tajnego komitetu najbardziej wywrotowej partji.
Hela: Ja znam ludzi ze wszystkich możliwych warstw. Ale teraz mówię jako zwykła burżujka — wstrętne słowo. Ale czasem — i to teraz, kiedy przeszłam na katolicyzm, chce mi się pewne rzeczy doprowadzić do ostatecznych konsekwencji i marzę o papieżu, któryby nareszcie wyszedł z Watykanu na ulicę. (Ksiądz Hieronim zadrżał: to była jego myśl przecie — czyżby telepatja?)
Smorski: Możeby pani sama została papieżycą, nowej sekty na próbę? Z pani pieniędzmi wszystko można zrobić.
Hela: Niech pan nie wygłasza lekkomyślnie takich przepowiedni: mogą się sprawdzić. Może i zostanę papieżycą. We mnie jest wszystko — co będzie, zależy od tego, kto mnie wyzwoli z tego więzienia, w którem