Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dli literaci, opisujący trzeciorzędnych ludzi. „A którego rzędu człowiekiem jestem ja“, spytał w nim dobrze mu znany głos, Dajmonion, również może 3-ciej klasy, jak i on sam. „Jestem symbolem przełomu, małym semaforkiem ginącej klasy niepotrzebnych ludzi, ludzi-gratów“. „...ja znam życie — oto jest życie — takiem jest życie...“ — słyszał jakiś zachrypły, brutalny, bezpłciowy głos, za nędznem chwiejnem przepierzeniem: smak szminki, zapach rynsztoku i drogich perfum, pierwszorzędnej restauracji, praczki, kapusty, drogiej skóry, juchtowych butów, potu, we wszystkich odcieniach i nędzy — to było to życie. Nędzy bał się Anatazy panicznie. Jednak problem ten w sferach świadomości nie wpływał zupełnie na kwestję jego małżeństwa. Ale czy nie było to podświadomem przygotowywaniem życiowej rezerwy — któż zaręczy? O jakże tęsknił do czystej djalektyki, unoszącej się ponad życiem!
Na tle tych rozmyślań posłyszał rozmowę tych dwóch pań, ale jakby nie tu, tylko w czytanej kiedyś o sobie powieści. Miał sekundę przeczucia bliskiej swojej śmierci — z tem były związane one obie, jak wtedy, po pojedynku. Nagły wstręt do obu kobiet opanował go z niezwykłą siłą i trwał długo — jakie 10 minut. Z minki Zosi wywnioskował, że domyśla się ona wszystkiego. Mylił się zupełnie. Zosia była tylko onieśmielona notoryczną inteligencją Heli i robiła co mogła, aby się nie wydać głupszą, niż była. Hela zbyt jawnie i nienaturalnie objawiała Atanazemu pogardę. „Aha — będzie walka o mnie — i to o kogo: o taki zgniły odpadek „burżuazyjnej kultury“ bez przyszłości. Miał rację Jędrek, że tylko o pewne rzeczy tu chodzi. Co za intuicja wstrętna! Ja jestem bądź co bądź byk pierwszej klasy i one to wiedzą“.
— Tak się cieszę, że nareszcie panią poznałam — mówiła Hela. — Z narzeczonym pani jesteśmy już od roku w wielkiej przyjaźni — z widzenia znamy się od-