Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chowej znajomości, bo jej nie posiadam. Chodzi o tło. Nie robię też żadnych aluzji do rzeczy aktualnych: żadnych wypadków majowych z r. 1926, czy marcowych z r. 1927. Mógłbym równie dobrze umieścić całą tę historję w Wenezueli, czy Paragwaju i zaopatrzyć „bohaterów“ w hiszpańskie, czy portugalskie nawet nazwiska. Nic toby nie zmieniło istoty rzeczy.
4) Ponieważ nie mam pojęcia o tem, co to jest życie zbytkowne, traktuję tę kwestję trochę humorystycznie i fantastycznie, à la Madzia Samozwaniec. Pomysł wprowadzania fantastycznych nazw dla nieistniejących n. p. potraw, wziąłem ze zniszczonej niestety w r. 1917 powieści Leona Chwistka p. t. „Kardynał Paniflet“, pisanej w r. 1906-tym, w której „występowały“ nieistniejące rośliny. Zamiast kopjować jakieś „menu“ zjedzone w Hôtel „Australia“ w Sydney, czy też z uczty u majora miasta Bendigo koło Melbourne, albo po prostu od Rydza w Warszawie, wolałem podać nazwy potraw nieistniejących. W ten sposób nawet dla klubu smakoszy w Paryżu mogłyby te potrawy posiadać pewien urok. To samo stosuje się do purpurowych koni, mebli, obrazów i t. p.
5) Indji nie znam, poza kilkogodzinnym pobytem w Bombayu. Za to byłem 2 tygodnie na Ceylonie w przejeździe do Australji, w r. 1914. (Musiałem się z tem pochwalić, bo jeśli mam snobizm to tylko australijski). Jednak nie wiem czemu przeniosłem pewne wypadki do Indji, opierając się na rzeczach widzianych na Ceylonie. Nie trzymałem się również ściśle geografji krajowej.
6) Umieszczam jako motto urywek z wiersza jednego z najprzykrzejszych moich „wrogów“, Antoniego Słonimskiego, nie dlatego, żeby pozować na fałszywy objektywizm, tylko poprostu dlatego, że mi się ten wiersz bardzo podoba i jest jako motto odpowiedni. Jednak muszę zaznaczyć że w sądach moich o sztuce