Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nikotyna Alkohol Kokaina Peyotl Morfina Eter.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się i zażyłem przeklęte „coco”. „Masz za swoje — teraz skacz”. Z początku niby nic. Ale co się działo potem! Nie wszystko będę mógł opisać — nie tylko ze względu na samego siebie, ale i na czytelników. A chcę aby ta książka mogła być czytana przez wszystkich. Nie wiem tylko czy zdołam „przelać” w czytającego te słowa całe piękno i całą okropność tego co widziałem. Co innego fikcja w powieści, a co innego rzeczywistość. Z fikcją nie robi się ceremonji — można „walić na całego” i zawsze jest zamało. Przynajmniej mojem zdaniem — bo są ludzie, którzy skarżą się na intensywność stylu w literaturze: wolą kaszkę na mleku, niż abisyńskie suki prażone żywcem na bringhauserach i podlewane sokiem ya-yôô. Ale mnie się zdaje, że każdy powinien pisać jaknajintenzywniej, na ile go tylko stać i to tak samo w subtelnościach, jak i w brutalnościach. Nie twierdzę bynajmniej, że „zły język” (bad language w znaczeniu angielskiem: ordynarny, świński i brutalny) jest warunkiem dobrej literatury. Jedni muszą tak pisać, inni mogą tego sposobu nie używać. Chodzi o natężenie tak w anielstwie, jak w djabelstwie — a tego brak jest w naszej literaturze. Ach dosyć dygresji — tego też nie lubią niektórzy, a dla mnie dygresje to czasem cały smak powieści — chodzi oczywiście o ich intelektualny poziom. A więc Belzebub... Nigdy nie zapomnę tego piekielnego wrażenia, gdy będąc zupełnie zdrowym na umyśle, — (z chwilą kiedy nie patrzyłem na rzeczywisty świat, nie było we mnie prawia śladu niesamowitości, tej