Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nikotyna Alkohol Kokaina Peyotl Morfina Eter.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„étrangeté de la réalité”, o której pisze Rouhier) — i gdy zdawałem sobie dokładnie sprawę z tego, że mam silnie zamknięte oczy, zobaczyłem o jaki metr odemnie małą rzeźbę ze szczerego złota (aż czułem jej ciężar) tak wycyzelowaną, wyrobioną, wy — passez moi l’expréssion grotesque — pichconą (wyrażenie pewnych malarzy na „wylizanie”), że zdawała się być dziełem jakiegoś naprawdę belzebubicznego zminiaturzałego Donatella nie z tego świata, albo jakiegoś zeuropeizowanego chińczyka, który całe swoje życie strawił na wykucie tej jednej jedynej rzeczy. Cud stał się. „Widzę to, widzę to” — powtarzałem sobie w myśli. Ile czasu trwała ta chwila szczęścia — (bo jednak te pierwsze razy” to są zawsze najlepsze, to niema co gadać: potem są rzeczy większe, potężniejsze, wszystko jest rozwinięte, wykończone, ale to już nie to — ten smak nie da się już nigdy zreprodukować) — nie wiem. Ale potem przekonałem się, jak złudna jest ocena trwania podczas peyotlowych wizji. Nazwałem to w „języku peyotlowym” — „spuchnięciem czasu”. Bo trzeba jeszcze zauważyć, że peyotl, może wskutek chęci ujęcia w słowa tego, co się ująć nie da, stwarza neologizmy pojęciowe sobie tylko właściwe i zdania nagina w ich składni do swoich straszliwych wymiarów niesamowitości — (świetny wyraz i będę go właśnie w tem znaczeniu używał, choćby stu profesorów powiesiło się na własnych kiszkach — język jest rzeczą żywą — gdyby zawsze uważano go za mumję i myślano, że nic w nim zmienić nie wolno, to ład-