Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niezmiernie, gdyby nie brak czasu. Główne bycze serce zajęte było i wypełnione czemś niepojętem, sprzecznem i złowrogiem, jak burza w dzieciństwie, skombinowana z rozdzierająceni nieporozumieniem z matką.
— Liljan: błagam cię...
— Już wiem wszystko. To takie dziwne. Bo to ona właściwie wie wszystko. Mówiła, że cię widziała. Zaraz będzie tu. Miała przyjść między I–szym a II–gim aktem. Tylko jedną chwilkę, bo przez cały II–gi akt musimy przerobić jeszcze rolę. Boję się, boję się — mówiła, szczękając drobniutkiemi, „siostrzanemi“ ząbkami. Jednolite jak blok serce Sturfana wydymało się do pęknięcia miłością i litością, (najgorsza przyprawa) a przytem rozum myślał błyskawicznie: „taka mała, kochana, a już rajfurzy. Boże, cóż to będzie z niej, gdy się rozkręci“. Zamroczyło go z podniecenia. Liljana robiła na niego wrażenie małego, nieznanego (może astralnego?) gryzonia w klatce.
— Jak się w tem czujesz — spytał czuły brat, a połączenie widoku siostry na tem tle z oczekiwaniem na tamtą, na tle tylkoco słyszanych słów, przechodziło wszystkie znane mu dotąd ingredjencje sprzecznych uczuć, w których tak „gustował“, bojąc się ich i cierpiąc jednocześnie.
— Wiesz, że trochę lepiej, niż w prawdziwem życiu. Sturfan zwinął się z bólu, ale to tylko podniosło urok życia o parę kresek dalej ku czerwonej linijce na jego prywatnym manometrze od tych właśnie rzeczy. — Przy tem coś dziwnego zaczyna się we mnie budzić. Wychodzę jakby z siebie — raczej wiesz: wynurzam się. Już Sturfan nie wydaje mi się obcym żuczkiem na trawie widzianym z pociągu, tylko jest tym jedynym samcem, o którym mówiliśmy jako dzieci, kiedy to pamiętasz: ta rodzina lisów w starym atlasie zoologicznym Domaniewskiego... — Genezyp nagle zgasł. Piwowarskie dzieciństwo przemknęło mu w pamięci złoto--