Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Impotencja. Trzymanie się ostatnim wysiłkiem spódniczki zamierającej przeszłości, bezidejowe, egoistyczne, ohydne.
— Tak — jak nas wyrżną, to będziesz mieć nareszcie powodzenie, Tengierku — zaśmiała się Irina Wsiewołodowna z jadem.
— No, no — czy nie za wiele poufałości. Gdyby moje symfonje grane były w jakichś parszywych salonach, wypełnionych nic nie rozumiejącą hołotą wyjących psów, inaczejby pani ze mną gadała. Ty sama, wyjąca suka, ty, Fimoza Luesówna, ty bassarydo jedna, ty jamochłonne stworzonko, ty ksieni smutnego pierdofonu — zaklął wreszcie, nie wiedząc już co powiedzieć.
— I tak trzeba, żeby było. Artysta bez powodzenia jest dziś anachronizmem nie do zniesienia — odpowiedziała księżna z niezmąconym spokojem, zadowolona niezmiernie z wymyślań.
— Ten typ istnieje dlatego, aby pani mogła być mecenasicą tak zwanej „zapoznanej“ sztuki — wtrącił się też z pewnym, bynajmniej nie neo-katolickim jadzikiem kniaź Bazyli.
— Cóż to? Jakiś koncentryczny atak na mnie? — obejrzała się wkoło złowrogo i wzrok jej zatrzymał się na prawie płowej w tem świetle główce jej chłopczyka. Poczuła się trochę osaczoną i litość targnęła jej zmęczone serce. „Ach — żeby oni wiedzieli ci okrutnicy ile kosztowała ją każda chwila tryumfu! Pożałowaliby ją i przytulili, zamiast znęcać się tak nad bezbronną“. Przesunęła się jej (w wyobraźni oczywiście) szafa z kosmetykami, które gromadziła, nie śmiejąc ich dotąd używać. Jeszcze chwilka, jeszcze chwilka — a potem straszne dni pustej, jałowej przyszłości (bo to, co mówiła o wychowaniu przyszłych pokoleń, to była czysta blaga), kiedy oddawać się będzie byle komu, doszczętnie już wymalowana, wysztuczniona przez jakiegoś Ewarysta, Ananilla, czy Asfodela, z którym na dobitkę mówić będzie co rano o życiu,