Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

któryby miał odwagę to zacząć i to na wielką skalę. Refleksem tych niedorobionych rzeczy były mesjaniczne brednie — wtedy trzeba było być Mesjaszem wyższej marki niż Francja. Nie stało się psia-mać ich zatracona, przez tych fagasów-szlachciców. Czy jest coś straszniejszego jak szlachta polska! I to tyle tego plugastwa — ach! Wolę już żydów po stokroć i wolałbym żeby ta Polska żydowska nawet była, niż taka ślachcicka.
— Brawo Tengier — krzyknął Benz.
— Otóż jeszcze kongres wiedeński był pośmiertnem dziełem zniekształconej polityki wielkich panów. Od Rewolucji Francuskiej trwa aż po nasze czasy marne demokratyczne kłamstwo. Ono to było tą macicą, z której wylągł się dziki nowotworowy, niezorganizowany kapitał. O mało nie pożarła ludzkości ta mątwa. A dziś jedyną jego ostoją jest nasz kraj, za cenę tego, że nie poszliśmy przeciw tym tam, tak zwanym, katom z Północy. To też, mówią, było zasługą Kocmołuchowicza, choć był kapitanem wtedy i sam bił się z bolszewikami. — Ale odpokutuje ją — nie bójcie się — ja to przeczuwam wyraźnie. Będzie on jeszcze pięty lizał tym żółtym małpom i brał od nich bambusy. Oby tylko nie było zapóźno. To, co się dziś robi w bufetach, na dancingach, w restauracjach, kuluarach i innych pisuarach, to są tylko małostkowe szalbierswa nałogowych szachisów i tyle ma to znaczenia dla przyszłości, co te biadkania Księżnej Pani nad niedoruszczoną Polską i niedopolaczoną Rosją. To są te tak zwane „posunięcia“, te „gangi“, te niby-partyjne knucia spryciarzy i spłyciarzy, obżerających się w ostatniej chwili życiem, wiedzących, że ich końca godzina bliska. Bo pytam się w imię czego to się robi? I na to szczerze nie odpowie nikt, bo nie wie. Ideja państwowości jako takiej, nawet solidarystyczno-elityczno-zawodowej, nie jest wystarczającą — to środek do czegoś, czego nikt już wykoncypować nie może.