Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gadła scenę w lesie — oczywiście nie co do miejsca (las) i sposobu (Tengier), ale wogóle. Coś „takiego“ zaszło w tym ślicznym chłopcu, którego właśnie chciała mieć na surowo, na świeżo, jako rozpękający nieprzyzwoicie pączek, jako głupiego, nic nie rozumiejącego zestrachanego szczeniaka, jako biednego duszka wreszcie, którego najpierw można będzie popieścić, a gdyby, w związku z uświadomieniem pokazał rogi i pazury, trochę „stortiurować“ — (jak mówiła). Tylko czy będzie miała siłę na te tortury? Nie było w niej nic z bezpośredniego sadyzmu, a do tego trochę zanadto podobał się jej ten mały — to może jest naprawdę ten przerażający „ostatni raz“. „Na starość wymagania nasze rosną, a możliwości maleją“ — tak mówił do niej kiedyś jej mąż, chcąc delikatnie wytłomaczyć nienasyconej megierze porazpierwszy, że ma jej fizycznie dosyć. Od tej to rozmowy datował się początek serji oficjalnych kochanków.
— ...najgorszą rzeczą jest rozpanoszenie się psychologizmu i przepełznięcie jego na wszystkie sfery, do których wcale nie pasuje: socjologja psychologistyczna jest bzdurą — mówił stary książę. — Gdyby konsekwentnie wszyscy przeprowadzili taką zmianę w swoich poglądach, ludzkość przestałaby poprostu istnieć: nie byłoby nic świętego i nic konkretnego.
— Nawet Syndykat Narodowego Zbawienia stałby się fikcyjną projekcją zbiorowego stanu psychicznego pewnej grupy społecznych zaprzańców — zaśmiał się jadowicie Scampi. — Ale jeśli ktoś jeden ma odwagę być konsekwentnym psychologistą, tak, jak Kocmołuchowicz — a być konsekwentnym psychologistą to znaczy być solipsystą, mój papo — to wtedy, na stanowisku generalnego kwatermistrza nawet, można dokonać rzeczy cudnych w swej potworności.
— Tak pleciesz, Macieju, że wytrzymać już nie można.
— Ach, ojciec jest beznadziejny mamut! Nie rozumie