Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
mleka i czytanie biblji, twórczość artystyczna proletarjatu, pigułki zastępujące pożywienie i t. p.)

Jakoś nieśmiało, ze sparszywiałem nagle sercem, szedł Zypcio przez oświetlone pokoje. Łypały nań oczy portretów kniaziów Zawratyńskich, z których jeden niegdyś, jeżdżąc w poselstwie do papieża, uwiózł jako żonę włoską księżniczkę Ticonderoga. Zczasem włoskie nazwisko wyparło ruskie zupełnie. Młodszy syn miał tytuł markiza di Scampi — jedyny w kraju. Właśnie przyjechał z samej granicy nocnym kurjerem węgierskim z ważnemi wiadomościami. Komuniści chińscy oblegali już od wczoraj białogwardyjską Moskwę — tak twierdził lotnik, który przyleciał rano do Budy. Ale wiadomości tej nie rozpuszczano, aby nie powiększać kołysania się dna. Zresztą nikt naprawdę nie wierzył w dno. Sytuacja zdawała się bezdenną w czysto duchowem znaczeniu. Ludzie przestali widzieć realne skutki swoich czynów — chodziło tylko o towarzyszące stany psychiczne. Ale tak długo żyć nie można — ostatecznie musi skończyć się to bankructwem. „Duchowej głębi Bezdenność“ — ten dźwięk, jak „guł“ potwornego dzwonu, kołysał wszystkich na wieczny sen, zaczynając od autentycznych analfabetycznych niemowląt, aż do mowląt alfabetów, o chlujnych, siwych brodach i przemądrzałych, wypatrzonych dawno oczach. Pozornie wszystko to było sprzeczne ze sobą samem — nie miało żadnej „self-consistance“ — a jednak, cóż na to poradzić: fakty, fakty. Najdziwniejsze zaś było to, że nowa wiara (o której wspomnieli w rozmówkach swych tamci panowie w pustelni) t. zw. „murtibingizm“, zaczynała szerzyć się, nie jak dotąd teozofja i inne pół-religijne wyznania, od szczytów społeczeństwa, tylko od tego właśnie falującego dna.
Dwudziestoletniego markiza nie obchodziły nic losy kraju. Wiedział, że z taką urodą jak jego, choćby wszystko djabli wzięli, on zawsze dobrze się zabawi. Ogonki kobiet włóczyły