Strona:PL Stanisław Brzozowski - Pamiętnik.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ficznej dziedzinie Biegeleisen jest całkowicie bezsilny i nieustannie zdaje mu się, że ten lub ów fakt jest ostatecznym argumentem przeciwko jakiemuś widzeniu rzeczy, dlatego tylko, że nie umie wykonać ani jednej oryentacyi filozoficznej, że fakty tkwią w nim martwo, że słowem filozofia jest dla niego równie obca, jak literatura, poezya, historya, polityka. Być może, że ma on jakąś wartość w jakiejś dziedzinie. Nie umiem sobie jednak wyobrazić, jak ta dziedzina wygląda. Nudzi mię ten mój akademicki i uroczysty krytyk. Brr!.. Wizya pralni, kołnierzyków, mankietów — całej galicyjskiej anglomanii. — Respectability! Niech was dyabli wezmą!
Pan Brzozowski, pisze Biegeleisen — uważa stanowisko Bergsona za dowiedzione. Niewątpliwie — choć nie w ten szkolarsko-prawniczy sposób, w jaki rozumuje czarno-żółta głowa redaktora Widnokręgów. Bo Bergson może tu pozostać poza dyskusyą. I wcale w innej drodze można dojść do tych samych stanowisk, trzeba dojść, jeżeli się jest filozofem t. j. myśli się całokształtem swego moralnego doświadczenia. Właściwie nieustannie rzeczy toczą się o to: w jaki sposób jakakolwiek treść intelektualna może wyrażać byt pozaludzki, być z nim zrównana. Jeżeli idzie panu Biegeleisenowi o autorytety — stary Berkeley wystarcza. Ci panowie mają przed oczyma zaledwie mały zakątek umysłowego świata, jedynie pewną dziedzinkę poznania naukowego. Ona im przesłania wszystko dla braku doświadczeń we-