dzy mną a nimi? Dziesięć lat, dziesięć lat obiecuję sobie nieustannie, że wreszcie natrafię na żywy nurt, który wyniesie mię na swobodną przestrzeń. ***! Czy choćby na jedną chwilę rozumie on, czem jest dla mnie niemożność działania. Dość, już dość, gdyż trucizna tych refleksyi nie da się ubezwładnić przez wypowiedzenia.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/8/8d/PL_Stanis%C5%82aw_Brzozowski_-_Pami%C4%99tnik_p0030.png/500px-PL_Stanis%C5%82aw_Brzozowski_-_Pami%C4%99tnik_p0030.png)
20. II.
Biegeleisen właściwie zasługiwał by na solidną odprawę[1]. Jest on bardzo przekonany o poważnem znaczeniu jego argumentu z czasem dysypacyjnym. Jest to dość śmieszne. Czas dysypacyjny jest niewątpliwie inną, niż czas astronomiczny postacią unormowania stosunków między durée w nas, a różnemi durée poza nami. Należy on jednak do tego samego typu konstrukcyi, co i czas astronomiczny. Różność tych konstrukcyi jest tylko pięknem potwierdzeniem (ale już blizkiem powierzchni, drugorzędnem) widzenia rzeczy Bergsona. Chłopięta ze szkoły Twardowskiego[3] nazbyt są przeświadczone, że wiedza bywa solidną tylko u nich. »Grzeszy niewiadomością« wyraża grzeczne przypuszczenie pan Biegeleisen o Bergsonie. Filozof może nie znać wszystkich faktów — choć powinien znać ich jak najwięcej, ale jego zadanie zaczyna się dopiero na podstawie tej znajomości, jako wyczerpująca i wszechstronna eksperymentacya wewnętrzna. W tej specyficznie filozo-
- ↑ W ustępie tym autor reaguje na pierwszą część artykułu p. Dra Bronisława Biegeleisena, omawiającego książkę Brzozowskiego „Idee“. Była ona pomieszczona w XXIII. zeszycie lwowskich „Widnokręgów“ z 10 lutego 1911 i zajmowała się nie tyle „Ideami“ Brzozowskiego, ile zagadnieniem czasu u Bergsona, co było tem dziwniejsze, że „Idee“ bynajmniej nie opierają się na zasadni- czych poglądach Bergsona, wychodzą z założeń całkiem odmiennych, znacznie silniej uwydatniają wpływy Marksa, Kanta, Proudhona, Nietzschego, Sorela, lub choćby Feuerbacha, i częściowo Avenariusa, większa część zaś studyów, w skład „Idei“ wchodzących, powstała zgoła niezależnie od mody bergsonowskiej, na grubo przedtem, zanim Bergson stał się głośnym, i zanim Brzozowski, co prawda pierwszy w Polsce, zaczął się nim interesować. Krytyka bergsonowskiej intuicyi czasu, przeprowadzona choćby nawet istotnie w sposób niezbity i przekonywający, nie tylko zgoła zachwiać nie może podstawowych założeń i wątków myślowych Brzozowskiego, ale wogóle porusza się już a priori na całkiem innej płaszczyźnie zagadnień. Cóż dopiero krytyka, której się zdaje, że podkopuje fundamenty „Ewolucyi twórczej“ przeciwstawiając bergsonowskiej analizie pojęcia czasu fizykalną zasadę względności czasu i ostwaldowski czas dyssypatywny w zjawiskach katalizy chemicznej! Argumenty swe, mające rzekomo doszczętnie zatrzeć wykazywaną przez Bergsona różnicę między pojęciem czasu, mniejsza o to czy astronomicznego, czy dyssypatycznego, w nauce a konkretnem, psychologicznem przeżywaniem czasu, p. dr Biegeleisen z małemi zmianami dosłownie powtórzył w ostatnich czasach znów z tryumfem w studyum swem „Uśmiechy Sfinksa“. (Warszawski „Sfinks“, za czerwiec i lipiec 1913). Całe szczęście jednak, że nie zdaje się, aby Bergson ze wstydem musiał ustąpić z placu boju przed p. dr. Biegeleisenem, którego polemika ujawnia całkowitą nieczułość na istotną, jakościową różnicę między abstrakcyjnem ujmowaniem czasu w nauce, choćby nie był on jednorodny, niezmienny i wspólny dla wszystkich zjawisk, a tem co jest trwaniem w świadomości człowieka. Ani w Pamiętniku, ani w listach Brzozowskiego nie znajdujemy wzmianki o drugiej części artykułu p. dr. Biegeleisena o „Ideach“ drukowanej w zeszycie „Widnokręgów“ z 15 marca 1911 r., a zatytułowanej „Metoda dzieła“, lubo metod ujmowania zagadnień przez Brzozowskiego (choćby zasadniczej metody materyalizmu dziejowego) zgoła nie dotyka, a zajmuje się przeważnie stosunkiem filozofii do nauki, poruszanych w Ideach tylko w jednym z trzynastu studyów, pisanym jeszcze w 1903 r., zatem w czasie, kiedy i Brzozowski o Bergsonie jeszcze nic nie wie i w Europie jest o nim jeszcze głucho. Natomiast w ostatnim Brzozowskiego liście do mnie z 21 kwietnia 1911, na dziewięć dni przed śmiercią pisanym, znajduję jeszcze taki ustęp: »Pisała w kartce S. P., że powinienem się cieszyć, ponieważ mojemi książkami zajmują się pisma »naukowe« i literackie. Jakież to są w Polsce pisma naukowe? Biegeleisen z Widnokręgów przecież nie jest zdolny sprawić żadnej emocyi — zauważyłem tylko, że Irzykowski jest w stanie chronicznej irytacyi i nie wszystko, co pisze on, jest nawet sprawiedliwe. Zresztą oddzielne tylko numery »Widnokręgów« mię dochodzą.
- ↑
- ↑ Chłopięta ze szkoły Twardowskiego — patrz odsyłacz na str. 203.[2]