Strona:PL Stanisław Brzozowski - Pamiętnik.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czystość jego, za skandynawską śnieżną nieprzystępność duszy, za granit i fiord kontemplacyi. Za to jedno powinien on być czczony. Jaka szkoda, jaka szkoda, że znał on i dał się uwieść tej »dziewce« Wagnerowi. Źle z każdym, kogo nie boli wagneryanizm Nietzschego. Nienawidzę Wagnerowskiej frazeologii. Jest to mój wróg osobisty. O Schopenhauerze nie mogę dzisiaj mówić. Prawie wszystko konkretne zapomniałem. Jeszcze nie umiałem czytać konkretnie. Dobrze byłoby go czytać tuż przy Heinem — ale nie odwlekaj. Napisz dumną przedmowę — a będziesz wracał i uzupełniał.
Dalej Stirner i Thoreau. Ach tak! ciągnie do przejechania się po niemczyźnie, po hypnozie wszystkich Irzykowskich tego świata. Ten Stirner nadaje się do tego. Ach, nie oszczędzać go. Tłuc ze wszystkich stron. Ukazać ohydę i bezkształtność w zestawieniu z latyńskim światem, brudnowatość w zestawieniu z stuzmysłową i leśną duszą Thoreau. Trzasnąć w łeb srebrną trąbą, rogiem odważnego poszukiwacza skał, źródeł i męstwa — Stevensona, przywalić granitowym złomem, wśród którego ruiny, jak cud, w coś wszczepiły korzenie niezapominajki, dzikie głogi polne — Norwida. Cudowne piękno duszy polskiej. Tej duszy, którą dzisiaj zdradza wszystko. Boże mój, Boże mój, pozwól mi pracować, pozwól skupić siły. Daj jeszcze żyć dla Polski.
Z rozkoszą, dumą — bezwzględnością po Stirnerze zawadzić Feuerbacha. Bokiem jeszcze tylko i zawsze śmier-