Strona:PL Stanisław Brzozowski - Pamiętnik.djvu/097

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiedza, którą nawet cały gatunek ludzki znajduje w sobie gotową, była nabyta indukcyjnie przez zwierzęcych przodków –« »Nu – jeżeli ty o takich rzeczach będziesz myślał – ! –« a byliśmy wtedy w ósmej klasie i N. musiał mieć lat 20! W czasie epizodu z kajetem i tłomaczeniami usiłowałem pisać wiersze i bazgrałem je ciągle na lekcyach a że zawsze były »patryotyczne« łatwo mogłem stać się »męczennikiem«: Korepetytor mój, Kruszewski, wziął odemnie jako curiosum zeszycik z kilkoma takimi utworami. Zdaje się, że miały one zbyt mało sensu i rymu, nawet dla mego wieku (11 lat). Pisałem wtedy i tragedyę, zdaje mi się na temat Orestesa – lecz już w jakimś 20 wierszu miałem na scenie tyle trupów, że nie wiedziałem, co z nimi robić. W dwa lata potem pamiętam początek dramatu – o rokoszu Zebrzydowskiego. Jakiś strażnik królewski przemawiał tak do rokoszanina: »...A milcz, ty ogonie byczy!« Ale prócz tego ogona nie zostało mi już nic w pamięci. W rok później napisałem pierwszą krytykę, rozbiór Estei Kartek z życia kobiety, zdaje się bardzo pochlebną. Prowadziłem wtedy także dziennik, którego zaniechałem, gdyż ojciec mój czytał go i kilka razy wspomniał z ironią (zasłużoną aż nadto zapewne) jakiś szczegół (zdaje się »mój sceptycyzm religijny«). Może jednak był to tylko dogadzający mi pretekst, a przyczyną zaniechania był brak wprawy, lenistwo i choroba całej mej młodości: rozrzutne niechlujstwo zainteresowań umysłowych.