Przejdź do zawartości

Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W pojęciu Wazgirda nie rozwiązywało to bynajmniej sytuacji. Odparł z mocą:
— Pragnie pani, aby śmierć jej męża pozostała niepomszczona? Aby, nad nią ciążył straszliwy zarzut? A, nawet, gdyby pani zrzekła się spadku po Tadeuszu, nie przyda to się na wiele!
— Nie przyda się na wiele?
— Oczywiście! Bo dla nich będzie pani zawsze tą, która zna treść listu męża, więc ich tajemnicę! Widocznie Tadeusz powziął sam od jakiegoś czasu podejrzenia, począł przypuszczać, że owa „zakochana“ niewiasta ma plany ukryte, a udając się na spotkanie, jakie mu przyniosło śmierć, pod wpływem obawy, albo wyrzutów sumienia, opisał pani wszystko szczerze. Wspomniał w nim o szajce która nie tylko na niego, ale i na panią czyha...
— Tak... tak... — wymówiła.
— Widzi więc, pani... Musimy walczyć do ostatka, albo oboje zginiemy! Bo i mnie, natychmiast po śmierci Dziurdziszewskiego, przysłano coś w rodzaju wyroku śmierci!
Marysieńka załamała w bezsilnej rozpaczy ręce.
— I panu? — powtórzyła, całkowicie teraz przekonana. — Nie dość ofiar jeszcze? Tadeusz! Tadeusz!... Ten pański pomocnik!... Co robić?
Wazgird chodził obecnie wielkiemi krokami po gabinecie, a wyraz jego twarzy świadczył, że nie straszy jej daremnie. Wielkie krople potu występowały mu chwilami na czoło, a po wygolonej, rasowej twarzy przebiegał od czasu do czasu nerwowy skurcz. W wyobraźni rysował się obraz otrzymanej kartki wraz z zawartemi w niej słowami:
— Masz tylko dwadzieścia cztery godziny przed sobą!
— Co robić? — raz jeszcze wyszeptała Pohorecka.
Uciec! — odrzekł krótko.
— Uciec? Dokąd?
Choć hrabia nie udawał przerażenia, bo czuł, że zawisło nad nim groźne widmo śmierci, prowadził jednak rozmowę do ułożonego zgóry celu. Ukryć się i dopiero z bezpiecznego miejsca, na zasadzie posiadanych w kieszeni dokumentów, wykonać wszystkie plany. Ale, skryć się razem z Marysieńką. Gdyż, nie mogąc się pozbyć jej inaczej, wolał nie wypuszczać Pohoreckiej ze swych rąk, obawiając się stracić cennego zakładnika.