dowano, aby je odebrać! Bo dokumenty znikły! Przepadły...
— Przepadły! — powtórzyła z rozpaczą Marysieńka...
— Tak! I niema chwili do stracenia! Musimy coś postanowić!
Wazgirdowi, śmierć Dziurdziszewskiego była pod jednym tylko względem na rękę. Mógł nadal zwodzić Pochorecką, że papiery nie zostały odnalezione, choć właśnie te dokumenty spoczywały u niego w bocznej kieszeni. Ale przecież ich treść musiała stanowić tajemnicę dla Marysieńki. Z dokumentów poznałaby łatwo oś intrygi, zrozumiałaby prawdziwą rolę Wazgirda.
Tymczasem w głowie hrabiego już zrodził się pewien plan. Wciąż migał mu przed oczami potworny sztylet, ten sam, którym zabito Dziurdziszewskiego, którym zabito Tadeusza. Uciec, za wszelką cenę, uciec... Jaknajprędzej. Uciec wraz z Marysieńką. Lecz, wprzódy trzeba wzbudzić zaufanie w ofiarze.
— Więc wszystko zginęło! — wyszeptała Marysieńka, nie wiedząc dobrze nawet o jakie papiery chodzi. — Nigdy nie wybrnę z tego splotu zagadek...
Uznał za stosowne ją pocieszyć.
— Nie traćmy nadziei! Musimy odnieść zwycięstwo!
Ale Marysieńka była naprawdę zniecierpliwiona. Poprzednie dziwne zachowanie się Wazgirda i jego nieokreślone odpowiedzi, dawały jej coraz więcej do myślenia. Postanowiła jednem uderzeniem przeciąć splątany węzeł.
— Panie hrabio! — oświadczyła. — przyznaję się, że dość mam tych niedomówień! Zginął jakiś pański człowiek, podobno w mojej sprawie! Bardzo mi przykro, ale nie mam pojęcia, o co on walczył. Wspomina pan wciąż o różnych dokumentach, papierach, lecz czegoż one się tyczą? Mają dopomóc do rozsiania mroków, otaczających moją osobę? Pięknie! Ale jakaż ich treść, bo jeśli pan hrabia nawet ich nie posiada, to napewno domyśla się treści, skoro chce je zdobyć Poza tem, ciągle nie mogę się dowiedzieć ani słówka o tajemnicy, jaka ciążyła nad życiem mego męża Tadeusza. Kto go zabił? Za co? Co zawierał medaljon? Wspominał pan, że wie o tych sprawach, więcej od innych, ale wyjaśnienia odkładał stale na później. Czyż śmierć Dziurdziszewskiego znowu stanie na przeszkodzie i dzisiejszy wieczór, mimo obietnicy pana
Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/66
Wygląd
Ta strona została skorygowana.