Przejdź do zawartości

Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ścigamy więc, ją! — oświadczył.
Wzruszyła ramionami.
— Za późno pan się namyślił! Pogoń obecnie nie ma celu! Klara dawno zdążyła się skryć!
Drżąc cała z tłumionej pasji i nie wiedząc, co sądzić o postępowaniu Wazgirda, odwróciła się, chcąc odejść do siebie na górę, gdy ten znów ją zatrzymał.
— Pani Marysieńko! Pragnąłbym porozmawiać z panią!
Było to jej najgorętszem życzeniem. Przystanęła.
— Ale, oczywiście, nie tutaj. Przejdźmy do gabinetu!
A gdy znaleźli się w gabinecie i zajęli tam miejsca w wielkich, skórą okrytych, rzeźbionych fotelach, Wazgird gorąco i serdecznie począł tłomaczyć:
— Poczuła się pani dotknięta mojem zachowaniem się! Uraził ją mój śmiech i to, że jej nie wierzę! Naprawdę, przepraszam panią, pani Marysieńko, jeśli sprawiłem przykrość...
— Nie; — przerwała, zachmurzona. — Lecz przeszkodził pan w pochwyceniu Klary, która jest bezwzględnie jednym z członków szajki! Mniemałam, że inaczej zareaguje hrabia na wiadomość, iż Klara potajemnie odwiedza pański pałacyk i z kórymś z domowników prowadzi konszachty!
Na twarzy Wazgirda zaigrały nowe wesołe błyski, lecz opanował się i dalej mówił:
— Przysięgam pani, że się pomyliła! Uległa pani jakiejś halucynacji! Nikt obcy nie mógł wychodzić z willi, prócz pomocnicy kucharza, po ranne zakupy. Willa jest tak strzeżona, że mysz się nawet nie wślizgnie i ręcze za wszystich moich służących! A mnie chyba pani nie posądza o zmowę z Klarą? Powstrzymałem panią, bo gdybyśmy tak oboje wybiegli z krzykiem przed pałacyk, narazilibyśmy się na śmieszność!
— Ależ...
— Hrabia rzucił najbardziej przekonywujący argument.
— Proszę mieć do mnie trochę zaufania, bo ja prze cie odpowiadam za pani bezpieczeństwo! Tyle stanowczości zabrzmiało w głosie Wazgirda, że Marysieńka sama poczęła już przypuszczać, że uległa jakiemuś omamowi swych podnieconych nerwów.