Przejdź do zawartości

Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nem postanowieniem szczerego rozmówienia się z hrabią i zażądania od niego odpowiedzi, kiedyż nareszcie, jej niepewność się skończy. Toć szósty dzień już mijał pobytu Marysieńki w willi a tajemnicze dociekania, widocznie nie posuwały się naprzód.
Była godzina siódma rano, a że działo się to w zimie w pokoju panował jeszcze mrok. Zaświeciła lampę i powoli zaczęła się ubierać. Wazgird wstawał koło ósmej, szybko spożywał śniadanie — Marysieńka jadała sama — i prawie natychmiast potem opuszczał pałacyk. Postanowiła przyłapać go jeszcze przed śniadaniem i zmusić do decydującej rozmowy.
Tualeta Marysieńki nie trwała długo. W kwadrans już była gotowa. Ponieważ jednak hrabia mógł nie być jeszcze ubrany, zadecydowała zaczekać kilkanaście minut w swym pokoju zanim zejdzie na dół a chcąc skrócić chwilę oczekiwania przystanęła przy oknie.
Na dworze ledwie zaczynało świtać i wszystko tonęło, spowite w szarej mgle. Tylko sylwetki drzew w ogród ku i ostre kontury wysokich żelaznych sztachet odcinały się na tem tle.
Marysieńka patrzyła na tę walkę dnia z nocą, patrzyła, jak powoli świt rozpraszał mroki, jakgdyby zdej mował jedną po drugiej zasłony, gdy wtem pewien szczegół zwrócił jej uwagę.
Z bocznego wyjścia pałacyku wysunęła się jakaś kobieca postać i ostrożnie, niby ukrywając się i korzystając z mroku, jęła się zbliżać do sztachet.
— Służąca? — pomyślała Marysieńka. — Lecz, czemuż ona idzie tak dziwnie?
Nieznajoma przystanęła przy furtce i trzymanym w ręce kluczem otworzyła ją powoli. Nie, to stanowczo nie była służąca. Nazbyt wykwintne miała na sobie futro a w dłoni miast koszyczka widniał elegancki woreczek. Gdy przez chwilę stała, otwierając furtkę, Marysieńka mogła jej lepiej się przyjrzeć i naraz coś w wyglądzie ko biety wydało się jej znajome.
— Klara! — zawołała nagle.
Tak, nie ulegało najlżejszej wątpliwości, z pałacyku wychodziła Klara! Jej wzrost, jej rysy, jej ruchy! Wydało się nawet Marysieńce, że wychodząc rzuciła w stronę ok na, przez które ona patrzyła, złe i pełne nienawiści spojrzenie.