Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Więc skarb powinien się znajdować w przeciwległym murze!
Znowu odliczył kroki i znów podbiegł do znajdującej się naprzeciwko ściany.
Uderzył...
Tym razem, cegły zachwiały się i dokądciś spadły. Runęła znaczna część muru, oodsłaniając wielki otwór.
— Nareszcie! — wyrwał się z piersi obecnych radosny okrzyk.
Wszyscy teraz świecili latarkami, wszyscy pochylali się, aby dojrzeć, co kryje schowanko, a Marysieńka, stojąca za Gwiżdżem, aż wspięła się na palce.
Wkrótce, ciemny otwór nie miał już dla nich tajemnicy. W izdebce zabrzmiał nowy okrzyk podziwu.
— Ach!
W otworze znajdował się szereg worków. Gdy Den jeden z nich rozwiązał, posypały się stamtąd z brzękiem złote monety. Na workach leżała sporych rozmiarów, starożytna szkatułka. Łatwo podniesiono jej wieko, a wtedy w blasku latarek zaigrały tysiącem świateł drogie kamienie: szmaragdy, rubiny i brylanty...
— Miljony tu ukryto! — mruknął, kręcąc głową detektyw. — Miljony!
Na samym wierzchu cennych kamieni, spoczywała koperta. Gwiżdż pochwycił ją pośpiesznie i odczytał napis.
Brzmiał on:
„Do Tadeusza Pohoreckiego, lub też, gdyby jakiekolwiek nieszczęście mu się przytrafiło, do Marji Pohoreckiej, jego małżonki!“
Wyciągnął kopertę w stronę Marysieńki.
— Jest to, bezspornie pani własność! — rzekł. — I tylko pani ma prawo ją otworzyć! Lecz, sądzimy wszyscy, że nie zechce pani narażać naszej cierpliwości dłużej na próbę i powiadomi nas, co list zawiera!
Marysieńka, z bijącem sercem pochwyciła kopertę.
— Ależ, kochani przyjaciele! — zawołała serdecznie. — Choć ten list może tyczy się jakich rodzinnych sekretów, po niebezpieczeństwach, wspólnie przeżytych, nie mam przed wami tajemnic! Zaraz go odczytam...
Rozerwała kopertę. W środku widniał arkusz pożółkłego papieru. Dojrzała, wielkiem pismem męskiem, skreślone zdanie: