Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Dobry projekt! — wreszcie oświadczył Gwiżdż. — Czy, aby tylko nas kto nie spostrzeże, do tego czasu! Należałoby się ukryć!
Te same myśli nawiedziły głowę detektywa.
— Czy nas spostrzegą? — rzekł. — Byłby to wyjątkowy pech! Ale, nie sądzę, aby to się stało! Nasze lądowanie, prócz tego poczciwca i kilku dzieciaków, znajdujących się w samotnej chacie, nie zwróciło niczyjej uwagi, gdyż w przeciwnym razie, mielibyśmy już tłumy gapiów na karku! Nasza obecność więc, jest tu tajemnicą! Już blisko siódma, zapadają ciemności i nikt nie spostrzeże aeroplanu w nocy śród pola! Nie przewiduję nowych powikłań!...
— Tem lepiej!
— My zaś już za godzinę możemy się wybrać do zamczyska! Skorzystamy z gościny tego wieśniaka i odpoczniemy przez ten czas, w chacie! Tam też ułożymy ścisły plan działania!
W kilka minut potem, cała czwórka naszych podróżników, siedziała w ubogiej, wiejskiej izbie, pochylona nad stołem.
Leżały tam rozłożone różne papiery i rysunki, a Gwiżdż wraz z Denem badali je raz jeszcze szczegółowo
Wreszcie, musieli dojść do przekonania, że w ich wyprawie nie nastąpi żadna przeszkoda, bo Gwiżdż podniósł głowę, spojrzał na Pohorecką z otuchą i wyrzekł:
— Wszystko, w porządku! W drogę!

ROZDZIAŁ XV.
AUTOMATY.

Pod osłoną mroku wyuszyli z chaty. Gospodarz ich zaofiarował się, jako przewodnik, lecz woleli nie korzystać z jego usług.
Rychło przebyto lasek, a gdy skończyła się gęstwina drzew wyrosły przed nimi potężne kontury wznoszącego się na pagórku, zamczyska.
Była to stara budowla, pamiętająca, zapewne, jeszcze wiek XV, na pół rozwalony zamek, jakich jeszcze wiele po dziś dzień, napotkać można na kresach. Zdala wznosiła się wysoka baszta, ziejącą szeregiem ciemnych otwo-