Strona:PL Stęczyński-Tatry w dwudziestu czterech obrazach.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na prawo Sowa wzniosła, swojém zasępieniem
Uderza nas — by na nią poglądać z milczeniem;
A wyglądając na kształt tego ptaka-nocy,
Stoi w dzień, jakby była bez życia i mocy....
„Tam niedaleko w turni jest duże koryto,
„Gdzie żywność i piéniądze starannie ukryto;
„Gdzie nie brak na odzieży i na dobrém winie,
„Gdzie tylko po rzemiennéj wchodzono drabinie;
„Gdzie wszystko bez zepsucia leży zachowane,
„Ale teraz zaklęte i zaczarowane;
„Nie można tam przystąpić wcale śmiałą nogą,
„Wszystko czeka na kogoś!.... nie wiedzieć na kogo.” —
Przebądźmy most zdradliwy wśród opok ściéśnionych
I dziwacznie na różne strony pochylonych;
Popękanych i różnie na sobie leżących,
A wiele przeźroczystych rozpadlin mających;
Są-to najrozmaitsze granitowe ciała
Które tu ręka czasu rzuciła zuchwała
Niebezpiecznie, niepewnie do dalszego czasu,
A potém je rozwali z ich koroną-lasu;
Miedzy niemi wiatr silny cofa nasze kroki,
Jak gdyby usiłował zwalić te opoki!....
Lecz idziem podziwiając nieznane cieśniny,
I stajemy w dolinie pięknéj Skoruszyny
U stóp skały garbatéj „Czarną-turnią” zwanéj,
Podziwiając natury obraz niespodziany;
„Witaj Czarny-Dunajcu z trzema punikami!
Uchodzący z więzienia bystremi wodami!
Cieszysz się dnia widokiem i miłą wolnością,
Poczynając swe życie młodzieńczą żywością!....
Ani pędzel nie zdoła oddać twéj urody,
Twojéj przeźroczystości i połysku wody