Strona:PL Stęczyński-Tatry w dwudziestu czterech obrazach.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gewont siwy, odarty z majowéj powłoki
Zdaje się, że swém czołem przedziera obłoki;
Jest skazówką niemylną słoty i pogody. —
A częstokroć wśród lata zbóż i jarzyn płody
Dészcz ulewny wymoczy, albo śniég zawieje,
Niszcząc nielitościwie górali nadzieje! —
Powiadają: „Ten Giewont dla tego ponury,
„Że go djaski rozdarły wilczémi pazury;
„Ażeby pokonany na potomne czasy,
„Przestał rosnąć i trwożyć swym wywrotem lasy;”
A przewodnik zapewnia: „że przy tym kamieniu,
„Rosną zioła zaklęte w wilgoci i cieniu,
„Które skrzętne góralki tajemnie zbierają,
„I twarze oszpecone ludziom upiękniają:
„I starość przyciśniona licznemi latami,
„Zamienia się na wiosnę lilii z różami.
„Lecz tylko te kobiéty tak czarować mogą,
„Które wody święconéj unikają z trwogą!
„To umieją odebrać lub powrócić spanie,
„I potrafią rozrzarzyć oziębłe kochanie;
„Léczyć gośćce, gryzienia, febry, niestrawności,
„A nawet zestawiają przełamane kości!
„Te zioła do Krakowa przynosząc płachtami,
„Bywają tam płacone znacznemi summami.”
Zwiédźmy blisko Gewontu Strążyską jaskinię,
Do któréj chęć nas wiedzie i myśl nasza płynie:
A przeszedłszy po jarkach[1] ciągnących się w laski,
Wchodzimy w bór wysoki na zwiry i piaski,
Coraz wyżéj i wyżéj brzegami strumyka,
Który z nami się bawiąc, tu błyśnie, tam znika;

  1. Jarki, małe łączki pomiędzy lasami, mające dobrą trawę dla owiec.