Strona:PL Stęczyński-Tatry w dwudziestu czterech obrazach.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A myśl moja — nad którą jego duch się wznosi,
Nawet w swojem milczeniu jego imie głosi!...
O! tu wiary promieniem w uczucia natłoku,
Znajduję Raj stracony zachwytem uroku!
I poznaję dokładnie: że człowiek na ziemi
Zadowolnić się może potrzeby skromnemi,
I żyć na polu nauk spokojnie i mile,
Dochodząc lat sędziwych w czerstwéj zdrowia sile!
Lecz nieszczęścia naszego cała ta zasada:
Iż kto ciału dogadza, na duchu upada!!
O Tycho! tak wymowna, tak cicha dolino!
Jakże na twojém łonie słodkie chwile płyną?
Jak tu wszystko dostarcza uczucia obficie,
Jak miłém swojém życiem przedłuża mi życie!
Bo nabieram i siły i postanowienia
Nie sprzyjać poziomości wśród błędu i cienia!!
Z radości ściskam drzewa, całuję kwiateczki,
Poważam i uwielbiam najmniejsze traweczki;
I co tylko przed memi oczami rozpięte,
Jest moim współżyjątkiem, jest drogie i święte! —
Postępując za drogą brzegiem szumnéj Białki,
Podziwiamy urwiska prostopadłéj Skałki;
Która wieków ciężarem, ni sobą niezłomna,
Stoi, jakby Orbelos lub Zambi, ogromna;
Wabiąc oko zdaleka uroczym widokiem,
A przeraża, chcąc do niéj przybliżyć się krokiem.
Jak gdyby na przechodnia wraz z rzéką zmówiona,
Czyhała, chcąc go zgubić wśród przepaści łona!
My nie tracąc odwagi, pewni o swe życie,
Odpoczniemy zwycięzko na samym jéj szczycie.
Daléj Siedm-granatów, daléj Opalony,
Daléj znowu Halica na bok przechylony,