Strona:PL Stęczyński-Tatry w dwudziestu czterech obrazach.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Częstują nas z serdeczną uprzéjmością swoją,
Oszczepkami i bryndzą — owczém mlekiém poją;
Radzi nam z całéj duszy — odgadują myśli,
I cieszą się z nawiedzin, żeśmy do nich przyszli;
Ale potém, na dołach[1] co słychać, pytają
I nieznane im suknie nasze podziwiają;
Stopiwszy w naszém oku swe żywe wejrzenie,
Dymią fajki, przy fajkach nastaje milczenie:
A powietrze szalejąc tak jest niespokojne,
Jak gdyby w niém złe duchy prowadziły wojnę;
A świst, szum, hałas, wrzawa, łoskot i huczenie,
Wydaje się jak gdyby bolesne jęczenie;
Jakby duchy upadłe wśród zapaśnych ruchów,
Stękały, dobijane przez zwycięzkich duchów!
A burza pędząc burzę, na burzy szaleje,
Wzmaga się wiatr silniejszy, i dészcz silniéj leje;
Nasuwając wspomnienie niegdyś owéj pory:
Gdy potop zalewając miasta, pola, bory,
Wszystkie włości i wszystkie zatopiwszy góry,
Lał i lał dni czterdzieści z ociężałéj chmury,
Przyćmiwszy mgłą posępną dnia bladego zorze,
Nad całą Palestyną rozlał zgubne morze!...
My o takie nieszczęście nie miéjmy obawy,
Mając Bożą porękę i wolę poprawy.
Niech umysł, ociążony tak smutném marzeniem,
Pociesza się w spoczynku jutrzejszym promieniem. —






  1. Doły, kraje od Tatrów daleko położone.