Strona:PL Stęczyński-Tatry w dwudziestu czterech obrazach.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Aż drzewa osłabione z czasem upadają
I strawione wilgocią — w proch się obracają.
Ani wiatr téj krainy nigdy nie zagłusza —
Smutno, dziko, posępno — jakby jedna dusza
Tyle różnych przedmiotów razem ożywiała,
I grobową cichością siebie otaczała!...
W tych miejscach na około trawami posępnych,
Błotami i wodami zewsząd niedostępnych,
Chłodzą się dzikie-wieprze czarno połyskliwe,
Mające łby ogromne, a oczy straszliwe,
Uszy duże, ryj duży, a kły wystające,
Do zębów słonia białość podobną mające,
Po obu stronach nosa mocno zaostrzone,
Stanowiące jedyną w napaści obronę;
Nozdrza głośno pryskają — a z paszczeki piana
Tak burzliwa i gęsta jak gdyby śmietana.
Dziki u nas zaiste wyżéj zwierząt stoją,
Bo się nawet niedźwiedzi i wilków nie boją;
Tak są niebezpiecznymi w swéj srogiéj dzikości:
Iż gniew ich wyrównywa szalonéj wściekłości!....
Ruszone z legowiska myśliwych widokiem,
Uciekają w gęstwiny swym sążnistym krokiem,
Przemykając się zwinnie pomiędzy drzewami,
Gałęzie na przeszkodzie odcinają kłami
I do norów ukrytych przed myśliwcem wchodzą,
Tam leżą i tam tyją i młode wywodzą;
Z któremi w nocy idąc na pola, ogrody,
Okolicznym mieszkańcom znaczne czynią szkody.
Nadaremnie są na nich zastawione paście
I daremnie dni kilka albo kilkanaście
Czatuje na nich strzelec — bo owe bestyje
Tak czujne, że z nich rzadko którego ubije.