Strona:PL Stęczyński-Tatry w dwudziestu czterech obrazach.djvu/050

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tu Dorota Byliczka szpital wystawiła,
A sama dni zakonne w Sączu prowadziła. —
W téj włości, gdzie nie jedna dolina zaklęsła,
Powiedzą ci mieszkańcy: że się ziemia trzęsła,
Że wszystko niespodzianie drżało jak na wiatrach,
Aż zlękli się górale mieszkający w Tatrach! —
Wyszedłszy z granic Czerńca, widzimy zdumieni,
Wielkie mnóstwo w Zabrzeziu i skał i kamieni;
Przy których zapieniona woda krążąc młyńcem,
Wieczne spory prowadzi z upartym gościńcem,
Który tu pokazuje jak przemysłu siła,
Wytrwale przez czas długi z naturą walczyła:
Było wiele trudności, było pracy wiele,
Nim człowiek wswym zawodzie osięgnął swe cele.
A teraz te wybrzeża przystępne każdemu,
Jadącemu powozem, albo idącemu,
Zajmując wźrok ciekawy swemi widokami,
Równają się wspaniałe z Renu wybrzeżami!
Po prawéj stronie w głębi wioska Kamienica,
Chociaż nie okazałym domem się zaszczyca,
Lecz tam różne obrazy, i książek dobory,
Uprzyjemniają chwile w zimowe wieczory;
A gościnność szanowna tak się tutaj święci
Że wiecznie ci zostanie w sercu i w pamięci!
A jeżeli tu w lecie wźrok wodząc obszernie,
Zwiedzisz z czynną hamernią, obfitą papiernię;
To pomyślisz z radością: że w naszéj krainie
Już przemysł, acz powoli, wznosi się i słynie!
Opuściwszy Zabrzezia skaliste doliny,
I w Wietrznicy głuszące tartaki i młyny,
Witamy Tylmanowy wspaniałą posadę:
Ciemne lasy i krzaki i opoki blade,