Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie! O tem niema mowy! Heidi zostanie na pociechę swej babki. Będziemy ją widywać, ale tutaj, na miejscu. Każdego roku przybędziemy na halę, dla podziękowania Bogu za cud, jaki ziścił na naszej Klarci.
Rozpromieniła się teraz dopiero twarz babki, bez słów ściskała długo dłoń dobrej pani Sesemann, a łzy radości spływały jej po policzkach. To wesele babki uszczęśliwiło Heidi bardzo.
— Babko! — zawołała. — Teraz sprawdziły się słowa hymnu. Widać, że to łóżko z Frankfurtu jest dla ciebie rzeczą zbawienną.
— Ach, droga Heidi, ileż łask na mnie zlał Bóg! — powiedziała wzruszona do głębi. — Czyż mogłam przypuszczać, by istnieli ludzie dobrzy, troszczący się o biedną starowinę? Świadczy to wymownie o dobroci Boga, który nie zapomina o tak poślednich nawet, jak ja istotach.
— Droga moja pani! — powiedziała pani Sesemann. — Wobec Boga wszyscy jesteśmy pośledni i potrzeba wszystkim jednako opieki jego. A teraz żegnamy się, ale do powrotu, bo gdy zjedziemy na przyszły rok na halę, dobra babka zapomnianą nie zostanie.
Pani Sesemann uścisnęła dłoń staruszki, ale uwolnić jej rychło nie mogła, gdyż babka dziękowała długo i życzyła jej oraz całej rodzinie wszystkich błogosławieństw Boga.
Teraz udał się pan Sesemann wraz z matką na dół, a dziadek odniósł Klarę raz jeszcze na halę. Heidi podskakiwała bezustanku obok nich, bardzo uradowana łóżkiem babki.
Klara, zmuszona opuścić halę, gdzie jej tak było dobrze, wylewała nazajutrz gorące łzy. Ale Heidi pocieszyła ją:
— Wkrótce nastanie lato, ty wrócisz i będzie jeszcze piękniej, gdyż od samego początku będziemy chodziły razem, z kozami na pastwisko i na kwietne łąki... Wszystko co miłe, rozpocznie się na nowo.