Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pan Sesemann skinął na zgodę i zaśmiał się także.
Pietrek spojrzał raz jeszcze na podarek, trzymany w ręce, jakby nie wierzył, że to prawda, potem krzyknął:
— Bóg zapłać!
Uciekł w podskokach, zgoła nieprawdopodobnych, ale nie upadł, gdyż pędził go nie strach, lecz radość, jakiej nie zaznał w życiu. Minęło wszystko co złe i niósł do końca życia dziesiątkę tygodniowo, dla siebie samego wyłącznie.
Spożyto wesoły obiad przed chatą, rozmawiając o różnościach, potem zaś ujęła Klara rozpromienionego coraz to bardziej ojca za rękę i rzekła z nieznaną u niej przedtem żywością:
— Nie umiem ci powiedzieć, ojczulku, ile dobrego doznałam od dziadka i radabym mu coś dać ze swej strony, coby go choć w połowie tak uszczęśliwiło.
— Jest to również mojem gorącem pragnieniem! — odrzekł. — Namyślałem się właśnie przed chwilą, w jaki sposób moglibyśmy wyrazić podziękę naszemu dobroczyńcy.
Pan Sesemann wstał i podszedł do rozmawiającego z babunią dziadka, uścisnął mu dłoń serdecznie i rzekł z wylaniem:
— Drogi przyjacielu, pragnę z panem zamienić słów kilka. Od długich lat nie zaznałem prawdziwej przyjemności. Czemże mi był majątek, gdym patrzył na moje biedne dziecko, którego żadna kwota nie mogła uleczyć. Bóg i pan przywróciliście jej zdrowie i mnie przezto obdarzyliście nowem życiem. Mów pan więc, czem mogę okazać swą wdzięczność. Odpłacić tego niesposób, ale wszystko, czem rozporządzam, jest na pańskie usługi. Powiedz, drogi przyjacielu, co mam uczynić?
Dziadek wysłuchał tych słów, spoglądając z uśmiechem na szczęśliwego ojca, potem zaś rzekł dobitnie jak zawsze:
— Proszę wierzyć, że i ja mam udział w radości, wywołanej tem tak szczęśliwem uleczeniem na naszej hali, i to