Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na wierzch! Teraz spadnie kara! Życie upływa mu w strachu i nie ma już żadnej radości. Cóż, Pietrku, doznawałeś tego?
Skinął głową skruszony, ale z miną rzeczoznawcy, gdyż poznał to kłucie doskonale.
— Omyliłeś się jeszcze w innej sprawie! — ciągnęła dalej. — Zły czyn twój wyszedł na najlepsze tej właśnie, którą skrzywdzić chciałeś. Nie mając wózka, a chcąc zobaczyć kwiaty, uczyniła Klara wysiłek, nauczyła się chodzić, chodzi coraz lepiej i może kiedyś będzie spędzała na pastwisku dni całe, częściej nawet, niż gdyby to mogła czynić, mając wózek. Widzisz więc, co się stało! Bóg może uczynić czyn zły i krzywdę dobrodziejstwem dla poszkodowanego. Wszakże zrozumiałeś wszystko, nieprawdaż, Pietrku? Zapamiętaj sobie to, co mówiłam o sumieniu z kolcem, ile razy miałbyś ochotę uczynić coś złego. Czy tak uczynisz?
— Uczynię! — przyrzekł głosem przygnębionym, gdyż nie wiedział jeszcze, jak się to wszystko skończy, bo urzędnik policyjny stał dalej obok dziadka.
— A więc dobrze! Sprawa załatwiona, — powiedziała babunia. — A teraz chciałabym ci dać jakiś upominek od cudzoziemców z Frankfurtu. Pewnie miałeś nieraz jakieś pragnienie. Powiedz, coby ci sprawiło przyjemność?
Pietrek podniósł głowę i wybałuszył na babunię oczy. Ciągle oczekiwał jeszcze czegoś strasznego, a teraz nagle kazano mu wybierać sobie podarek? Wszystko zmąciło mu się w głowie.
— Tak, tak, mówię całkiem serjo! — zapewniła. — Chcę ci dać coś ładnego na pamiątkę od gości z Frankfurtu i jako dowód, że nie myślą cię oni karać. Rozumiesz, chłopcze?
Jął się teraz dorozumiewać, że nie zagraża mu już kara, bo dobra pani wyrwała go ze szponów urzędnika policyjnego. Odetchnął swobodnie, jakby mu kamień spadł ze serca. Zro-