Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dziewczynka obtarła książkę starannie i siadła na zydelku u kolan babki, pytając co ma czytać.
— Co chcesz, moje dziecko! — odparła staruszka, odsunęła kołowrotek i czekała, zaciekawiona wielce.
Heidi przewracała kartki, czytała tu i owdzie po kilka wierszy, wkońcu zaś rzekła:
— Jest tu coś o słońcu! To przeczytam.
Zaczęła czytać z coraz to większym zapałem i coraz gorętszym tonem:

Słoneczko złote,
Radość, ochotę,
Na kraj nasz zlewa,
Pozłaca drzewa,
A w serce sieje lubą nadzieję.

Byłam bez mała
Ciągle omdlała,
Lecz teraz siła
Nagle wróciła,
I wznoszę ręce, niebu w podzięce.

Patrzę w pokorze
Na dzieło boże,
Co jego chwałą
Całe rozbrzmiało,
Co dzięki głosi, o łaski prosi.

Pójdą doń ludzie
Po życia trudzie,
Gdy dobrzy byli,
I zbożnie żyli,
Staną przy Bogu, na rajskim progu.

Świat rychło minie,
Sam Bóg jedynie
Przetrwa bez drgnienia.
On się nie zmienia,
Trwa mocny, wielki, poza byt wszelki.

Tego co boże
Uszczknąć nie może
Śmierć, ni zatrata
Całego świata.
On leczy rany, On Pan nad Pany!

Troski, cierpienia,
W radość przemienia.
Wnet się po burzy