Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/048

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przyszło dziecko! Przyszło!
Heidi podbiegła do niej, przysiadła blisko na małym zydelku i jęła opowiadać różne nowości, oraz zadawać pytania. Nagle rozległy się mocne uderzenia w ścianę domu, babka drgnęła z przerażenia, obalając niemal kołowrotek, i zawołała:
— Wielki Boże! Już po nas! Dom się wali!
Ale Heidi objęła jej ramię i rzekła uspokajająco:
— Nie bój się, babko. To dziadek przybył z młotkiem. Wszystko ponaprawia, tak że pozbędziesz się strachu.
— Czyż to możliwe? Czyż mam wierzyć? Więc Bóg nie opuścił nas jeszcze zupełnie? Czyś słyszała, Brygido? Czy słyszysz? Jeśli to naprawdę stary Halny Dziadek, poproś go, by wstąpił na chwilę. Radabym mu podziękować.
Brygida wyszła. Halny Dziadek wbijał właśnie z rozmachem nowe kluby w mur. Przystąpiła doń, mówiąc:
— Dobrywieczór, Halny Dziadku! Matka pozdrawia was także i prosi, byście zajrzeli do nas łaskawie. Chcemy podziękować za tę wielką przysługę. Niktby tego inny, zaprawdę, nie uczynił, chcemy tedy obie podziękować...
— Dość pustych słów! — powiedział Halny Dziadek. — Wiem dobrze, co sądzicie o mnie. Wracaj do domu. Sam znajdę to, co trzeba naprawić.
Odeszła posłusznie, bo niepodobieństwem było się opierać, gdy coś rozkazał Halny Dziadek. Pukał i stukał po całym domu. Wszedł wąskiemi schodkami pod sam dach, stukał i pukał dalej, dopóki nie wbił ostatniego z przyniesionych gwoździ. Tymczasem mrok zapadł, a ledwo, skończywszy pracę, wyciągnął sanki z poza stajenki koziej, wyszła Heidi i została jak wczoraj zapakowana w worek. Dziadek niósł ją, ciągnąc sanki za sobą. Gdyby na nich siadła, spadłaby z niej cała osłona i przemarzłaby bardzo, albo i całkiem na dobre zamarzła. Wiedział to dobrze dziadek i tulił do siebie, tak, że jej było całkiem ciepło.