Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/047

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zaczekaj — powiedział — aż będziemy w domu, a opowiesz mi wszystko.
Kiedy dotarli do izby, a Heidi wydostała się z worka, powiedziała zaraz:
— Musimy zaraz jutro zabrać młotek i gwoździe, by naprawić okiennicę w domu babki, a także powbijać wszędzie dużo gwoździ, gdyż wszystko tam chwieje się i trzeszczy.
— Musimy? Czemuż to musimy? Któż ci to powiedział?
— Nikt! Ale wiem to dobrze sama! — odparła. — Nic w tym domu nie jest w porządku, a babka nie sypia po nocach ze strachu, że dach runie im na głowę. Babce nie może nikt przywrócić wzroku, tak powiada, ale ty, dziadku, potrafisz tego, naturalnie, dokazać... nieprawdaż? Pomyśl, jak to smutno być ciągle w ciemności, jak strasznie i nieznośnie. Nikt jej, prócz ciebie, poradzić nie zdoła. Pójdziemy jutro i zaradzimy złemu. Prawda, że pójdziemy zaraz jutro?
Heidi uczepiła się go, patrząc mu w oczy z całkowitem zaufaniem. Starzec milczał przez chwilę, spoglądając na nią, potem zaś rzekł:
— Tak, Heidi, naprawimy jutro, co trzeba, nie będzie już trzeszczało i chwiało się nic w domu babki. Tak, zrobimy to jutro.
Rozradowana dziewczynka zaczęła skakać i tańczyć po izbie, wykrzykując nieustannie:
— Zrobimy to jutro! Zrobimy to jutro!
Dziadek dotrzymał słowa. Nazajutrz, po południu odbyła się taka sama jazda sankami. Podobnie jak dnia poprzedniego, powiedział jej:
— Wejdź, a gdy mrok zapadnie, wróć do mnie tutaj.
To rzekłszy, położył wór na sankach i zaczął obchodzić dom wokoło.
Zaledwo Heidi otwarła drzwi i wskoczyła do izby, wykrzyknęła staruszka, puszczając wątek przędzy i wyciągając do niej obie ręce: