Przejdź do zawartości

Strona:PL Sofoklesa Tragedye (Morawski).djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
TYREZYASZ.

Przeto szczęśliwie sterujesz tą nawą.

KREON.

       995 Przyświadczyć mogę, doznawszy korzyści.

TYREZYASZ.

Zważ teraz, znowu stoisz na przełomie.

KREON.

Co mówisz? trwogą przejmują twe słowa.

TYREZYASZ.

Poznasz ty prawdę ze znaków mej sztuki.
Siadłem na starej wróżbity siedzibie,
       1000 Gdzie wszelkie ptactwo kieruje swe loty,
Aż naraz słyszę, jak niezwykłe głosy
Wydają ptaki, szalone i dzikie;
I wnet poznałem, że szarpią się szpony,
Bo łopot skrzydeł to stwierdzał dobitnie.
       1005 Przejęty trwogą, próbuję ofiary
Na płomienistym ołtarzu, lecz ogień
Nie chce wystrzelić ku górze, a sączy
Ciecz z mięs ofiarnych, wsiąkając w popioły,
Kipi i syczy, żółć bryzga w powietrze
       1010 I z poza tłuszczu, co spłynął stopiony,
Nagie wyjrzały na ołtarzu lędźwie.
Od tego chłopca wnet się dowiedziałem,
Że takie marne szły z ofiary znaki,
Bo on przewodzi mnie, a ja znów innym.
       1015 Tak więc chorzeje miasto z twojej winy.
Bo wsze ołtarze i ofiarne stoły
Skalało ptactwo i psy, które ciałem
Edypowego się żywiły syna.