Strona:PL Sofoklesa Tragedye (Morawski).djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zżyłe z mą duszą zjawisko i brata,
Co mi najdroższy, znak widzieć już mniemam.
       905 W dłoń to ująwszy, ni słowa nie rzekłam,
Lecz łzą radosną mi zaszły źrenice.
A teraz jako i wtedy tak trzymam,
Że to od niego ta przyszła ofiara.
Któż bo mógł złożyć ją, prócz nas obydwu?
       910 A to wiesz przecie, że ni ja sprawczynią
Ani ty również; nam bowiem bezkarnie
Nawet do świątyń wyjść z domu nie wolno.
Zaś matce czyn ten nie byłby po myśli,
I nie uszedłby przed ludzi oczyma.
       915 Więc od Oresta te przyszły daniny.
Ufaj ty przeto; dopusty raniące
Nie zawsze przeciw tym samym się srożą.
Źle nam się działo, lecz doby tej słońce
Może dni jasnych zaświta nam zorzą.

ELEKTRA.

       920 Biada ci, ślepej, żal ciebie mi dawno.

CHRYSOTHEMIS.

Cóż to? czyż wieść ta nie sprawia ci ulgi?

ELEKTRA.

Nie wiesz, jak zbaczasz z rozumu i drogi.

CHRYSOTHEMIS.

Jakoż ja wiedzieć niemam, com widziała?

ELEKTRA.

Zmarł on, nieszczęsna, a poszły na nice.
       925 Wszelkie nadzieje; więc próżno nań baczyć.