Przejdź do zawartości

Strona:PL Sofoklesa Tragedye (Morawski).djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
CHRYSOTHEMIS.

Mówią, że ona naszego rodzica
Widziała postać, zjawioną powtórnie
Na światło ziemi; że on przy ognisku
       420 Zatknął to berło, które sam piastował
Niegdyś, zaś Egist dziś dzierży; że z niego
Bujna latorośl strzeliła, od której
Cień padł na całą krainę Mykenów.
Gdy więc sny owe przedkładała słońcu,
       425 Ktoś to podsłyszał i mnie rzecz powtórzył.
Nic nadto nie wiem — prócz tego, że ona
By strach zażegnać, mnie w pole wysłała.
A więc na bogi cię błagam rodowe,
Słuchaj i nie gub się w błędzie. Bo jeśli
       430 Wzgardzisz mną, w klęsce wnet do mnie się zwrócisz.

ELEKTRA.

Niechby nic z tego, co w ręce masz twojej,
Grobu nie tknęło, o siostro ma droga!
Dar i ofiara ojcu nie przystoi,
Które posyła niewiasta mu wroga.
       435 Porzuć to wichrom, lub skryj w ziemi łonie,
Aby nic z tego w głąb się nie dostało,
Na ojca łoże; lecz po onej zgonie,
Niechaj te dary jej umają ciało.
Bo gdyby z swego bezwstydu nie znaną
       440 Była wśród niewiast, ofiary tej wstrętnej
Temu, którego zabiła, za wiano
Słaćby nie śmiała. Czyż mniemasz, że chętny
Dar z owej ręki by przyjął umarły,
Że jak nad wrogiem pastwiła się ona,
       445 Że w jego włosach, ażby się zatarły,