Strona:PL Sofokles - Edyp Król.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Drugie pół wieku w otchłań czasu spływa
A do grobowej przyciśnion krawędzi
Jeszcze się starzec na pieśń nową zrywa?
Już to dźwięk piersi ostatni — łabędzi —
Bo skoro wybrzmi piosnka donucona,
I on z nią skona.

Czemuż z weselem dzień ten zapowiadam
I szukani w niebach źródła takiej wieści?
Bo tam Jan Paweł, Kajetan i Adam
Brzmią Panu dźwiękiem nieśmiertelnej części
I tworzą przed nim spółkę wiekuistą
Z naszym psalmistą.

Pójdę ich słuchać w skrusze i pokorze —
Dość już nędz świata w życiu niem doznałem —
Nim przebrnąć zdołam najburzliwsze morze,
Nim ducha mego Pan rozbrata z ciałem,
Niech mi się stanie ostatnią pociechą
Ich pieśni echo.

Ty, której w niebach hołdują anieli,
Co brzmisz hymnami u pańskich ołtarzy;
Sponiewierana przez błędnych czcicieli
I potępiona na pastwę kramarzy:
Roztocz poezyo na szczere obrońcę
Twych wdzięków słońce!

Nie wziąłem z niebios wyższego natchnienia;
Lecz przy miłości potężnym zasobie
Tobie od dziecka wszystkie moje tchnienia
I dni i nocy poświęciłem tobie!
Dziś zbiegłą z ziemi dojrzawszy cię w niebie,
Wzdycham do ciebie.