Przejdź do zawartości

Strona:PL Sofokles - Antygona.djvu/074

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bo on me czyny uznał za zuchwałe.
Ręką więc teraz jego uwięziona,
Ani zaznawszy słodyczy wesela,
       915 Ni uczuć matki, ni dziatek pieszczoty,
Schodzę tak sama i bez przyjaciela,
Nieszczęsna, żywa do grobowej groty.
Jakież to bogów złamałam ustawy?
Jakże do bogów podnosić mam modły,
       920 Wołać o pomoc, jeżeli czyn prawy,
Który spełniłam, uznano za podły?
Lecz jeśli z bogów to zrządzenia płynie,
Trzeba mi winnej znieść w ciszy cierpienia.
Jeśli ci błądzą, niech sięgnie ich w winie
       925 Kaźń równa z bogów ramienia!


       926—943

CHÓR

Te same burze i te same jeszcze
Duszą tej dziewki wciąż miotają dreszcze.


KREON

Pachołki, którym wieść ją nakazałem,
Swoją powolność ciężko mi... odpłaczą.


ANTYGONA

Biada! ta mowa grożąca
Bliskiego wróżbą mi końca.


CHÓR

A ja odwagi nie śmiałbym dodawać,
Że się te srogie ukazy odwloką.



           905 Tej służby bym się nie jęła przekornie.
    Gwoli jakiemu prawu tak przemawiam?
    Po zmarłym inny mąż by mi się trafił,
    I dziecko inne, gdyby tego zbrakło.
    Lecz skoro Hades rodziców pochłonął,
           910 Nigdy już brat mi nie nastałby nowy,
    A więc dlatego tak ciebie uczciłam.