Przejdź do zawartości

Strona:PL Sofokles - Antygona.djvu/054

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz jakiż widok uderza me oczy?
Czyż ja zdołałbym wbrew prawdzie zaprzeczyć,
Że to dzieweczka idzie Antygona?
O ty nieszczęsna, równie nieszczęsnego
Edypa córo!
Cóż-że się stało? czy cię na przestępstwie
Ukazu króla schwytano, i teraz
Wskutek tej zbrodni prowadzą jak brankę?


STRAŻNIK

Oto jest dziewka, co to popełniła.
       385 Tę schwytaliśmy. Lecz gdzieżeż jest Kreon?


CHÓR

Wychodzi oto z domu w samą porę.


KREON

Cóż to? jakież tu zeszedłem zdarzenie?


STRAŻNIK

Niczego, panie, nie trza się odrzekać,
Bo myśl późniejsza kłam zada zamysłom;
       390 Ja bo dopiero kląłem, że już nigdy
Nie stanę tutaj po groźbach, coś miotał,
Ale ta nowa, wielka niespodzianka
Nie da się zmierzyć z nijaką radością;
Idę więc, chociaż tak się zaklinałem,
       395 Wiodąc tę dziewkę, którą przychwytano,
Gdy grób gładziła; żaden los tym razem
Mnie tu nie przywiódł, lecz własne odkrycie.
Sądź ją i badaj; jam sobie zasłużył,
Bym z tych opałów wydostał się wreszcie.


KREON

       400

Jakim sposobem i gdzieżeś ją schwytał?


STRAŻNIK

Trupa pogrzebła. W dwóch słowach masz wszystko.